Wiadomości
serce.katolik.bielsko.pl
Poniżej teksty i inne potrzebne materiały!
 

Lectio divina z Rut naszą krewną. Od września rozpoczynamy w naszej parafii kolejny cykl spotkań „Lectio divina”. Zapraszamy wszystkich, którzy chcą pogłębiać znajomość Bożego słowa, modlić się nim i rozważać według metody „lectio divina”. W tym sezonie będzie nam towarzyszyć Rut - główna bohaterka biblijnej księgi zatytułowanej jej imieniem. Spotkania będą odbywały się w kościele w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca o godz. 19.10.
W Lectio divina będzie można również uczestniczyć poprzez parafialny kanał YT. To dla tych, którzy osobiście nie mogą wziąć udziału w spotkaniu.
Teksty i inne potrzebne materiały!

Lectio divina

Spis treści - SEZON 2019/2020

Spis treści - SEZON 2020/2021(wystarczy kliknąć i od razu przejść do danego miejsca w artykule - rozważania!):

Do początku

Czas próby [Rt 1, 1-5] (07.09.) ||
Przyjaźń [Rt 1, 6-22] (05.10.) ||
Zakochanie [Rt 2, 1-16] (02.11.) ||
Bóg naszym najbliższym krewnym [Rt 2, 17-23] (07.12.) ||
Kobieca mądrość [Rt 3, 1-5] (04.01.2021) ||
Wyznanie miłości [Rt 3, 6-15] (01.02.2021) ||
Dobra rada [Rt 3, 16-18] (01.03.2021) ||
Bezinteresowna miłość [Rt 4, 1-12] (19.04.2021) ||
Bóg, który działa [Rt 4, 13-17] (10.05.2021) ||
Bóg prowadzi [Rt 4, 18-21] (7.06.2021) ||

Bóg prowadzi [Rt 4, 18-21] (7.06.2021)


(nagranie).

Do początku

Bóg prowadzi

Roman Brandstaetter urodzony w Tarnowie, w żydowskiej rodzinie, pisarz i poeta, w wieku 40 lat przyjął chrzest. Po przez tekst „Lament nieczytanej Bibblii” chce wzbudzić w czytelniku refleksję o miejscu o roli Biblii w jego życiu: „Po co mnie kupiłeś, człowieku, po co za mnie zapłaciłeś, po co dźwigałeś przez miasto, po co przyniosłeś do domu? Żeby przerzucić kilka stronic, przeczytać kilka fragmentów, popatrzyć z bogobojnym drżeniem i odstawić na lata? Po co mnie kupiłeś?”. W domu Brandstaetterów Biblii nigdy nikt nie szukał. W „Kręgu Biblijnym”, takie zostawia nam świadectwo: „Biblia leżała na biurku mojego dziadka. Biblia leżała na stołach moich praojców. Nigdy w bibliotece. Zawsze na podręczu. W naszym domu nikt Biblii nigdy nie szukał, nigdy również nie słyszałem, aby ktokolwiek pytał, gdzie ona leży. Wiadomo było, że u dziadków na biurku, u nas na małym stoliku obok fotela, w którym wieczorami zwykł siadywać ojciec (...) Gdy ojciec wieczorem czytał Biblię chodziłem po pokoju na palcach. Dziadkowi nigdy bym się nie ośmielił przerwać tej lektury. Obaj byli dla mnie w takich chwilach naznaczeni przywilejem nietykalności”. Bardzo ważna jest systematyczność w czytaniu Pisma świętego, a więc w słuchaniu samego Boga, który do mnie mówi. W pierwszym wprowadzeniu nawiązałem do słów św. Grzegorza Wielkiego: „Pismo święte rośnie wraz z czytającym”. Kiedy regularnie czytamy święty tekst, wtedy rozwijamy się duchowo, wzrastamy.
Przejdźmy do tekstu:
A oto potomkowie Peresa. Peres był ojcem Chesrona. Chesron był ojcem Rama, Ram był ojcem Amminadaba. Amminadab był ojcem Nachszona, Nachszon był ojcem Szalmona. Szalmon był ojcem Booza, Booz był ojcem Obeda. Obed był ojcem Jessego, a Jesse był ojcem Dawida. (Rt 4, 18-21).

To nasze ostanie spotkanie. Można powiedzieć, że ta niesamowita historia Rut i Booza kończy się jak w dobrym filmie czy niejednej książce, w której głównym wątkiem jest miłość między kobietą, a mężczyzną. Oto dwoje obcych sobie ludzi, pochodzących z krajów nie darzących się sympatią, zakochuje się w sobie ze wzajemnością. Pomimo wielu przeciwności i przeszkód, pobierają się i cieszą się potomstwem. Mam taką nadzieje, że ci bohaterowie, których poznaliśmy na naszych spotkaniach pozostaną na dużej w naszej pamięci. Warto wracać do ich historii, aby utrwalać w sobie prawdziwy obraz Boga, jakiego mogliśmy odkryć na kartach Księgi Rut. Bóg określany jest tutaj jako nasz goel – najbliższy krewny, wybawiciel. To On wykupił nas z grzechu, rozciągnął nad nami swój płaszcz. Poznaliśmy również prawdę, że Bóg okazuje miłosierdzie hased, jest wierny w swojej miłości i potrafi wyprowadzić z trudnej, beznadziejnej sytuacji.
Nasza historia kończy się rodowodem króla Dawida. Autor pokazuje, że historia Rut i Booza wpisuje się w wielką historię króla Dawida panującego w Izraelu w latach 1004-965 przed Chrystusem. Z rodowodem przedstawionym w Księdze Rut zestawiłem rodowód Jezusa Chrystusa z Ewangelii według św. Mateusza, ponieważ w nim została wymieniona między innymi Rut.

Oto rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama.
Abraham był ojcem Izaaka, Izaak ojcem Jakuba, Jakub zaś ojcem Judy i jego braci. Juda miał z Tamar synów Faresa i Zarę. Fares był ojcem Hesroma, a Hesrom ojcem Arama. Aram był ojcem Aminadaba, a Aminadab ojcem Naassona. Naasson był ojcem Salmona, a Salmon miała z Rachab syna Booza. Booz zaś miał z Rut syna Obeda. Obed był ojcem Jessego, a Jesse ojcem króla Dawida.
Dawid miał z wdową po Uriaszu syna Salomona. Salomon zaś był ojcem Roboama, a Roboam ojcem Abiasza. Abiasz był ojcem Asafa, a Asaf był ojcem Jozafata. Jozafat był ojcem Jorama, a Joram ojcem Ozjasza. Ozjasz zaś był ojcem Joatama, a Joatam ojcem Achaza. Achaz był ojcem Ezechiasza, a Ezechiasz ojcem Manassesa. Manasses zaś był ojcem Amosa, a Amos ojcem Jozjasza. Jozjasz był ojcem Jechoniasza i jego braci w czasie zesłania do Babilonu.
Po zesłaniu do Babilonu Jechoniasz był ojcem Salatiela, a Salatiel ojcem Zorobabela. Zorobabel zaś był ojcem Abiuda, a Abiud ojcem Eliakima. Eliakim był ojcem Azora, a Azor ojcem Sadoka. Sadok był ojcem Achima, a Achim ojcem Eliuda. Eliud był ojcem Eleazara, a Eleazar ojcem Mattana. Mattan był ojcem Jakuba. Jakub zaś był ojcem Józefa, męża Maryi, która urodziła Jezusa zwanego Chrystusem. Zatem wszystkich pokoleń od Abrahama do Dawida było czternaście, także od Dawida do zesłania do Babilonu – czternaście pokoleń i od zesłania do Babilonu aż do Chrystusa – czternaście pokoleń (Mt 1, 1-17).


W Ewangeliach według św. Mateusza i św. Łukasza występuje rodowód Jezusa Chrystusa. U św. Mateusz mamy ruch wstępujący od Abrahama do Jezusa Chrystusa, a u św. Łukasz mamy ruch zstępujący od Jezusa Chrystusa aż do Adama. Porównując te genealogie możemy zauważyć pewne różnice, ale to nie jest najważniejsze dla autorów. Pamiętając o tym, że ludzie w tamtych czasach mieli lepszą pamięć niż my oraz, że Żydzi przywiązywali duże znaczenie do pochodzenia, to jednak obaj ewangeliści nie mieli zamiaru stworzyć precyzyjnego drzewa genealogicznego Jezusa Chrystusa. Z resztą zdajemy sobie sprawę z tego jak dzisiaj jest nawet trudno, mając pewne ułatwienia znaleźć swoich przodków choćby z XVIII czy XIX wieku. Święty Mateusz pragnie przede wszystkim wykazać, że Jezus należy do rodu Abrahama i pochodzi tak jak Dawid z rodu królewskiego, z którego miał narodzić się Mesjasz. Jezus Chrystus jest wypełnieniem obietnicy danej Abrahamowi, jest potomkiem i dziedzicem Abrahama: „Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem” (Rdz 12, 2). Wiemy dobrze jak ważne były to postacie dla Izraelitów.
W Tradycji żydowskiej pochodzenie zawsze odnosiło się do ojca, dlatego św. Mateusz używa zwrotu: był ojcem, które dosłownie znaczy: zrodził. Oczywiście nie umniejsza to roli kobiet, tak po prostu w tamtych czasach pisano rodowody. Mimo wszystko zaciekawić może fakt, że w rodowodzie Jezusa Chrystusa oprócz Maryi umieszczone są cztery kobiety: Tamar, Rachab, Rut i wdowa po Uriaszu, o której wiemy, że jest to Betszeba. Znamy już historie Rut i Tamar. Rachab była Kananejką, nierządnicą, ale to dziękie niej między innymi stało się możliwe wejście Izraela do Ziemi Obiecanej. To ona ukryła zwiadowców, którzy przybyli do Jerycha. Rachab była matką Booza, co zapewne wpłynęło na podejście Booza do Rut Moabitki. Z kolei Betszeba to ta kobieta, którą Dawid zobaczył w nieodpowiednim momencie ze swojego tarasu. W podstępny sposób związał ze sobą Betszebę, która urodziła Salomona. Widzimy, że historie tych czterech kobiet są pokomplikowane, ich małżeństwa w pewien sposób są „nieregularne”. Bóg w historii zbawienia posłużył się tymi kobietami do realizacji swoich planów. Autorzy Nowego Komentarza Biblijnego. Ewangelia według świętego Mateusza wśród kilku interpretacji zauważają, że wspomniane w genealogii cztery kobiety przygotowują przez swoją „nieregularność” do cudu poczęcia Jezusa w małżeństwie Józefa i Maryi.
Mateuszowy rodowód jest bardzo uporządkowany. Widzimy tutaj nawet „matematyczną” precyzję 3 razy 14. Egzegeci na różne sposoby te liczby rozkładają. Wiemy, że w Biblii liczby mają pewne określone znaczenie. I tak na przykład 3 razy 14, można zapisać za pomocą dwóch liczb uznawanych przez Żydów za doskonałe 3 i podwójna liczba 7. Nawet niektórzy stosują żydowską metodę przypisania literom liczb. I w przypadku imienia Dawid wychodzi liczba 14. Wszystko to pokazuje, że nie przypadek decyduje, ale Boża Opatrzność. W genealogii Jezusa Chrystusa mamy wzniesienia (Dawid) i upadki (niewola), tak jak w życiu. Historia się jednak toczy i ważne, żeby pamiętać, że po burzy przychodzi słońce. Bóg każdym z nas się opiekuje, z każdej sytuacji wyprowadza. Popatrz na historię Rut i Noemi sytuacja, w której się znaleźli była beznadziejna, a Bóg tak poprowadził, że wszystko się dobrze kończy. Bóg potrafi wyprowadzić z najbardziej zagmatwanych, poplątanych historii. Może dzisiaj jesteś w takim momencie swojego życia, popatrz na historię Rut, nabierz nadziei na lepsze jutro. Wiemy dobrze, że nie działo, to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Potrzeba czasu i zaufania w Bożą Opatrzność. Może nawet w swoim życiu wiesz o momentach, w których doświadczyłeś tak namacalnie prowadzenia przez Boga. Warto je zachowywać, pielęgnować i wracać do nich w trudnych chwilach. Warto w tym momencie zapytać siebie, w która stronę zmierza moje życie? Czy tak jak w rodowodzie przedstawionym przez Mateusza zmierza w stronę Jezusa? Czy może Jezus nie jest celem mojego życia?
Historia Rut, którą poznaliśmy jest niepozorna w porównaniu z historią Abrahama, Dawida. Może niektórzy z Was nawet nie słyszeli o Rut, nie znali jej historii. Sama Księga zawiera tylko cztery rozdziały. Bóg posługuje się małą historią, która doprowadza nas do rzeczy wielkich. Popatrz na swoje życie, z perspektywy historii niewielu z nas zrobi coś spektakularnego, o czym będą mówić pokolenia. Każdy jednak w dziejach świata jest małym ogniwem, który ma wpływ na świat. A patrząc z dzisiejszej perspektywy bez Ciebie świat nie wyglądałby tak samo, kogoś by w nim brakowało. Bardzo szybko niestety odbieramy sobie wartość, znaczenie, rolę jaką pełnimy. Często sami wprowadzamy się w kozi róg. W Ruchu Światło-Życie i nie tylko znana jest taka piosenka, w której znajdują się słowa: „Dobrze, że jesteś”. Wracajmy do tych słów. Bądźmy zwiastunami nadziei, gdy będziemy do innych mówić te słowa: „Dobrze, że jesteś”.
W poprzedniej parafii w Cieszynie Mnisztwie, gdzie posługiwałem robiliśmy Festyn wraz z koncertem ewangelizacyjnym. W ramach koncertu rozdawaliśmy zakładki do książek z napisem: „Bóg Cię kocha!”. Zakładki zostały własnoręcznie zrobione przez parafianki. Cieszyły się dużą popularnością. Wiele razy spotykając się po latach czy rozmawiając przez telefon słyszałem te słowa: „Bóg Cię kocha!”. Dobre słowo, które ma dużą moc.
W pierwszym wprowadzeniu przywołałem słowa Hraba Maura biskupa Moguncji z XI wieku: „głód Słowa Bożego motywuje nas do poznania samej księgi”. Ufam, że Księga Rut zaspokoiła wasz głód i wzbudziła apetyt na więcej. Zachęcam do systematycznego czytania Pisma świętego według metody lectio divina. Czytając, słuchamy samego Boga, tego który stworzył cały wszechświat i się nim opiekuje. Skoro mówi do mnie, to Mu na mnie zależy, to znaczy kocha mnie. Życzę Ci, abyś dzięki słowo Bożemu odkrywał, że jesteś przez Boga prowadzony.

ks. Sebastian Fajfer

Do początku



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.



Bóg, który działa [Rt 4, 13-17] (10.05.2021)


(nagranie).

Do początku

Bóg, który działa

Pod koniec III wieku w Kościele rozpoczął się ruch, który stał się początkiem życia zakonnego. Pierwszym mnichem był św. Antoni z Egiptu, który pozostawił swoje dotychczasowe życie i udał się na pustynie. Za jego przykładem udali się następni, opuszczali miasta, aby poświęcić się tylko i wyłącznie poszukiwaniu kontaktu z Bogiem. Ważną role w tym odgrywało Pismo Święte, którego ojcowie uczyli się fragmentami na pamięć. Święty Atanazy z Aleksandrii, który zostawił nam żywot św. Antoniego, tak opisuje ten fenomen: „Pustynia stała się miastem”. Pustynię nie należy w tym przypadku rozumieć w sensie geograficznym, ale chodzi o miejsce niezamieszkałe, puste. Do naszych czasów przetrwały teksty, które mówią nam o sposobie życia ojców pustyni. Pisma te nazywamy apoftygmaty. W jednym z nich możemy odnaleźć ciekawą wskazówkę, trzy kroki, które pozwolą mi się przygotować do czytania słowa Bożego i zobaczyć, że słowo Boże działa, sprawdza się w życiu: „ucieknij, zamilknij i odnajduj pokój”. Tak komentuje te słowa ks. Krzysztof Wons w książce „Jak żyć Słowem Bożym na co dzień?”: „Jeśli zaofiarujemy sobie czas na spotkanie ze Słowem, jeśli będziemy mieli odwagę codziennie odchodzić od naszych zajęć i jeśli będziemy podejmowali wysiłek wyciszenia, zauważymy, że powoli pojawiać się w nas będzie pokój, za którym zawsze tęsknimy. Pojawi się w nas pragnienie i oczekiwanie na Słowo, które będzie zmieniało się w coraz większe pragnienie Słowa. I wtedy jesteśmy zdolni przyjąć Słowo, dopiero wtedy”. Ucieknij, zamilknij, odnajduj pokój.
Przejdźmy do tekstu:
Booz poślubił więc Rut, która stała się jego żoną. Gdy spał z nią, Pan sprawił, że poczęła i urodziła syna. Kobiety zaś mówiły do Noemi: «Błogosławiony Pan, który nie pozwolił dziś, aby ci zabrakło krewnego z prawem wykupu. Jego imię będzie wspomniane w Izraelu. Będzie on twoją pociechą i będzie troszczył się o ciebie w starości. Zrodziła go dla ciebie twoja synowa, która cię kocha. Ona znaczy dla ciebie więcej niż siedmiu synów». Wzięła więc Noemi niemowlę, położyła je na swoim łonie i stała się jego niańką.
Sąsiadki nadały mu imię. Mówiły: «Narodził się syn dla Noemi», dlatego nazwały go Obed. On był ojcem Jessego, ojca Dawida. (Rt 4, 13-17).


Miłość bezinteresowna kierowała Boozem, gdy załatwiał sprawy małżeństwa z Rut. Nie zyski, ale miłość do kobiety, w której się zakochał jest przyczyna całego zamieszania w bramie w Betlejem. Świadkowie tego zdarzenia błogosławią Rut, życząc jej, żeby była jak Lea i Rachela. Z ostatniego spotkania dowiedzieliśmy się, że te kobiety były żonami Jakuba, któremu Bóg zmienił imię na Izrael. Lea i Rachela dały Izraelowi dwunastu synów, stąd dwanaście pokoleń Izraela, początek narodu żydowskiego. W tych życzeniach zawarte jest również proroctwo, które wiemy teraz, że się spełniło. Tak jak Lea i Rachela stały się matkami założycielkami, tak Rut stanie się matką, której dziecko wpisze się w rodowód Mesjasza, który przyjdzie na świat w Betlejem.
Bóg jest bardzo konkretny. Widzimy, jak działa w życiu Rut i Booza. Zaraz po zaślubinach Rut urodziła syna. Pamiętamy, że Rut jest wdową, po dziesięciu latach małżeństwa. Przez ten czas nie doczekała się upragnionego potomstwa. Trudno mi, mężczyźnie opisać, co czuła wtedy Rut, co czuje kobieta, która nie może cieszyć się narodzinami swojego dziecka. Mogę tylko powiedzieć, że to było trudne doświadczenie dla naszej bohaterki. Dla Rut urodzenia syna jest powodem wielkiej radości. Spełnieniem oczekiwań i pozbycie się wszelkich niepewności. Autor Księgi podkreśla, że Bóg przyczynił się do narodzin dziecka – Pan sprawił. Jest to ważny przypomnienie dla nas ludzi żyjących w XXI wieku. Postęp, możliwości sprawiają, że często skupiamy się tylko na swoich siłach, zdolnościach, przypisując sobie cały sukces. Zapominamy w tym wszystkim o Bogu. Zachowujemy się jak mężczyzna, który przywiózł węgiel. Przyjechał wozem do miasteczka i krzyczy, że przywiózł węgiel. Na co koń się odwraca i mówi: „Tak. Tyś przywiózł …”. A jak nam nie wyjdzie, nie uda się, nie osiągniemy zamierzonego celu, to Boga obwiniamy za wszystko. Potrzeba nam takiej zdolności dostrzegania działania Boga. Potrzeba pokory, aby nie dojść do przekonania, że bez Boga damy sobie radę.
Zachęcam do oglądnięcia zabawnej i zarazem mądrej włoskiej komedii pt: „Jak Bóg da”. Tomasso, ceniony chirurg i zatwardziały ateista dowiaduje się, że jego syn pragnie zostać księdzem. Załamany chirurg wynajmuje detektywa, który ma zebrać dowody na to, że charyzmatyczny ksiądz, którego spotkał syn jest zwykłym oszustem. W tym celu udaje nawet potrzebującego katolika. Gdy zostaje zdemaskowany przez księdza, zobowiązuje się do pomocy księdzu w odnowieniu kościoła. W tym czasie zaprzyjaźnia się z księdzem. Pewnego dnia udają się w szczególne miejsce dla księdza. Wywiązuje się rozmowa na temat Boga. Ksiądz w dość oryginalny sposób udowadnia istnienie Boga. Używa do tego między innymi przykładu gruszki wiszącej na drzewie, która spadnie nie dlatego, że jest grawitacja, ale że Bóg tak chciał. Bóg, który działa – Pan sprawił.
Do zobaczenia działania Boga potrzebne jest nam zaangażowane serce. Młody Jeremiasz podpowiada takie słowa: „Jeśli będziecie Mnie szukać, znajdziecie Mnie. Jeśli całym sercem będziecie szukać mojej woli, dam wam się znaleźć” (Jr 29, 13). Potrzeba zaangażować serce. Oczywiście, że nie jest to łatwe. Co nam przeszkadza? Grzech. Święty Tomasz powiedział, że grzech to odwrócenie się od Boga. Najprostsza definicja grzechu. Jak się odwrócisz, to Boga masz za plecami, nie widzisz Go i idziesz w swoją stronę. Dlatego Pismo święte mówi: „Szczęśliwi, którzy mają czyste serce, ponieważ oni będą oglądać Boga” (Mt 5, 8). Grzech, najmniejsza skaza przeszkadzają nam w oglądaniu Boga, dostrzeganiu Jego obecności.
Wielka radość zapanowała w Betlejem po narodzinach syna Booza i Rut. Kobiety w całym tym zdarzeniu zauważają działanie Boga. Mało tego, błogosławią Go, czyli uwielbiają i Jemu dziękują za to, że okazał się Goelem – Najbliższym Krewnym, Obrońcą, Wybawicielem dla Noemi. Takiego też Boga doświadcza w swoim życiu Rut Moabitka, która była poganką. Rut dla mieszkańców Betlejem nie jest już obca. Najpierw została zaliczona do doborowego towarzystwa kobiet Izraela. Teraz kobiety podkreślają, że Rut dla Noemi znaczy więcej niż siedmiu synów. Noemi miała tylko dwóch synów, a teraz okazuję się, że synowa jest więcej warta. Liczba siedem w Biblii to liczba doskonała. Rut jest o wiele cenniejsza dla Noemi niż jej synowie. Niesamowite wyróżnienie w tamtych czasach i w tamtej kulturze. Kolejny już raz widzimy, jak dobre są relacje pomiędzy Noemi i Rut. Co ciekawe, te dobre relacje widać z zewnątrz, skoro dostrzegają to mieszkańcy Betlejem.
Po narodzinach Noemi bierze dziecko na wychowanie. I z tym związany jest gest położenia dziecka na łonie Noemi. O co chodzi w tym symbolicznym geście? Niektórzy egzegeci widzą tu obrzęd adopcyjny. Większość jednak zauważa, że chodzi po prostu o wychowanie przez babcie swojego wnuka. Wydaje się to dziwne, dlaczego Rut nie zajmuje się swoim dzieckiem? Może to związane jest z sytuacją, która ma miejsce dzisiaj, gdzie babcie dziadkowie pomagają swoim dzieciom w wychowaniu wnuków. Bez instytucji dziadka i babci ciężko jest połączyć pracę, żłobek, przedszkole, szkołę. Szczęśliwi rodzice, którzy mają do pomocy niezawodnych dziadków i babcie. Wnuk dla Noemi jest również spełnieniem szczęścia, zapewnieniem opieki na przyszłość. Pamiętamy jaki jest los bezdzietnej wdowy.
Ciekawą rzeczą jest fakt, że sąsiadki wybrały imię dla dziecka. W tradycji żydowskiej to matka nadawała imię dla swojego dziecka, rzadko czynił to ojciec. Z małżeństwa lewirackiego dziecko, które przyszło na świat przyjmowało imię po zmarłym mężu z pierwszego małżeństwa. Pamiętamy jakie było zamieszanie przy wyborze imienia dla Jana Chrzciciela. Elżbieta wybrała imię Jan. Imię to nie spodobało się krewnym, sąsiadom. Pytają Zachariasza, który potwierdza decyzję swojej żony. Widać na tym przykładzie, że krewni, sąsiedzi mieli jakiś wpływa na wybór imienia. Może w naszej sytuacji zaproponowali imię, które się spodobało i zostało przyjęte. Dziecko otrzymało imię Obed, które oznacza, ten który służy Panu. Z dalszej części tekstu dowiadujemy się, że Obed będzie dziadkiem Dawida i przez to wchodzi w rodowód Jezusa Chrystusa. Zatem Obed, ten który służy Panu zapowiada przyjście innego Sługi, o którym mówi prorok Izajasz: „Oto mój sługa, którego wspieram, mój wybrany, którego sobie upodobałem. Zesłałem na niego mojego ducha, a on zaniesie narodom sprawiedliwość” (Iz 42, 1). Za około tysiąc lat w Betlejem Maryja Służebnica Pańska urodzi Jezusa Chrystusa, który z miłości służy człowiekowi. Biblista ks. Wojciech Węgrzyniak w komentarzu, który można posłuchać przez internet zauważa ciekawą intuicje kobiet. Skoro to dziecko dał Boga, to należy go Jemu oddać. Imię Obed w jakiś sposób wyraża życzenie niech służy Bogu. Piękna świadomość oddać Bogu, to co od Niego otrzymałem. Wiele jest takich historii, być może niektórzy z Was w nich uczestniczyli. Długo oczekiwane, upragnione narodziny dziecka, a przecież w ogóle miało go nie być albo miało urodzić się chore, choroba dziecka, która zmierzała do śmierci. Takie wydarzenia i podobne do nich powodują, że rodzice uświadamiają sobie jeszcze bardziej, że dziecko jest darem Boga i w prywatnej modlitwie poświęcają go i oddają Bogu. Świadomość daru jaki otrzymałem.
Jesteś darem samego Boga. Życzę Ci, abyś doświadczył mocy słowa Bożego.

ks. Sebastian Fajfer

Do początku



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.



Bezinteresowna miłość [Rt 4, 1-12] (19.04.2021)


(nagranie).

Do początku

Bezinteresowna miłość

Podstawą dojrzałej więzi z Bogiem jest Jego słuchanie. I tak jak uczyliśmy się mówić, tak potrzeba nam uczyć się słuchać. Budowa naszego ciała nam o tym przypomina, zostaliśmy wyposażeni w dwoje uszu i tylko w jedne usta. To jest nam bardzo potrzebne w relacjach z Bogiem i z drugim człowiekiem. W obu przypadkach często stosujemy monolog nie słuchając drugiej strony, skupiając się na sobie. Ksiądz Krzysztof Grzywocz niestety już nie żyjący, rekolekcjonista, kierownik duchowy zauważa, że „słuchanie jest z jednym wyrazów miłości”. W książce „Sztuka słuchania”, która jest zapisem sesji wygłoszonej w Centrum Formacji Duchowej u Salwatorianów w Krakowie tak opisuje ten proces: „Słuchanie jest szeptem miłości, wzajemnym przenikaniem osób, wyrazem pragnienia serdecznej i czułej więzi. Kocham, więc chcę cię wysłuchać. (...) Jak ktoś słucha, tak też i kocha”.
Przejdźmy do tekstu:
Booz tymczasem wszedł do miasta i usiadł w bramie. Wtedy właśnie przechodził tamtędy krewny, o którym mówił Booz. Krzyknął więc do niego: „Człowieku, zbliż się i usiądź tutaj!”. Tamten podszedł i usiadł. Wtedy Booz przyprowadził dziesięciu mężczyzn ze starszyzny miasta i powiedział do nich: „Usiądźcie tutaj”. Usiedli więc, a on zwrócił się do krewnego: „Noemi, która wróciła z ziemi Moabu, zamierza sprzedać pole, które należało do naszego brata Elimeleka. Pomyślałem sobie, że należy cię o tym powiadomić wobec siedzących tutaj i wobec starszych mojego narodu, i powiedzieć ci, abyś je kupił. Jeśli więc chcesz nabyć to pole jako krewny, kupuj. Jeśli jednak nie chcesz go wykupić, powiedz mi, abym o tym wiedział. Bo przed tobą nie ma nikogo, kto miałby prawo je wykupić jako krewny, a po tobie jestem ja”. On odpowiedział: „Wykupię je jako krewny”. Wówczas Booz dodał: „W dniu, kiedy wykupisz pole od Noemi, weźmiesz również i Moabitkę Rut, żonę zmarłego, aby jego imię utrwalić na jego dziedzictwie”. Na to krewny odpowiedział: „Niestety, nie mogę wypełnić prawa wykupu, nie ponosząc szkody na moim majątku. Wypełnij, proszę, jako krewny moje prawo wykupu, gdyż ja nie mogę go wypełnić”.
A był swego czasu w Izraelu zwyczaj co do prawa wykupu i zamiany. Polegał on na tym, że aby potwierdzić dane słowo, człowiek zdejmował swój sandał i przekazywał go drugiej stronie. Taki zwyczaj obowiązywał w Izraelu. Krewny powiedział więc do Booza: „Odkup je sobie” i zdjął swój sandał. Wtedy Booz powiedział do starszyzny i do całego ludu: „Jesteście dziś świadkami, że nabyłem od Noemi wszystko, co należało do Elimeleka, oraz wszystko, co należało do Kiliona i Machlona. Wziąłem także sobie za żonę Moabitkę Rut, żonę Machlona, aby utrwalić imię zmarłego na jego dziedzictwie, aby pamięć o nim nie zaginęła wśród jego braci i rodaków. Wy dziś jesteście tego świadkami”.
A cały lud zebrany w bramie oraz starszyzna potwierdzili: „Jesteśmy świadkami! Niech Pan uczyni kobietę, która wejdzie do twego domu, podobną do Racheli i Lei. One obie zbudowały dom Izraela. Bądź bogaty w Efrata i stań się sławny w Betlejem. A twój ród – dzięki potomstwu, które da tobie Pan z tej młodej kobiety – niech stanie się jak ród Peresa, którego Tamar zrodziła Judzie” (Rt 4, 1-12).


Dobre rady się sprawdzają, bo są dobre i są od osób, którym zależy na nas. Niby oczywiste, ale najbardziej oczywiste rzeczy nam umykają. Booz bierze sprawy w swoje ręce. Dobrze jest widzieć mężczyznę w akcji, a gdy jeszcze dołożymy do tego odpowiednią motywację możemy być pewni załatwienia sprawy. Nasz bohater łapie krewnego w bramie miejskiej, aby tam wyjaśnić sprawę nabycia ziemi i poślubienia Rut. W obu tych sprawach Booz nie ma pierwszeństwa. Nabycie ziemi wynika z prawa wykupu (wraca tutaj termin: goel – najbliższy krewny, wybawiciel), natomiast poślubienie Rut z prawa lewiratu. Oba te prawa w tej sytuacji się splatają. Brama miejska w tamtych czasach służyła do rozstrzygania sporów prawnych. Świadkami tych wydarzeń byli starsi, którzy potwierdzali zawarte rozstrzygnięcia pomiędzy stronami. Z wcześniejszych spotkań, o prawie lewiratu dowiedzieliśmy się, że brat, a jeśli nie ma brat to najbliższy krewny miał obowiązek poślubić bezdzietną wdowę po zmarłym bracie. Dziś dowiemy się jak sam proces wyglądał i jakie zobowiązania wynikały z małżeństwa lewirackiego. Pomocą dla mnie jest tekst ks. Pawła Stępienia, który w artykule Prawo lewiratu, wyjaśnia na czym polegało to prawo.
Prawo lewiratu brało pod obronę przede wszystkim wdowy, które nie mając dzieci były pozbawione środków do życia. Szwagier poślubiając żonę zmarłego brata, czerpał zysk z administrowania ziemią zmarłego brata do czasu narodzin potomka. A gdy kobieta, którą poślubił była bezpłodna, miał tylko zapewnić jej utrzymanie. Jednak mężczyzna, który decydował się na wypełnienie prawa lewiratu nie patrzył na korzyści materialne, lecz podejmował zobowiązanie wielkodusznie. Syn, który urodzi się z małżeństwa lewirackiego jest dziedzicem po zmarłym krewnym. Ponadto dziecko z takiego małżeństwa mogło uszczuplić dziedzictwo własnych dzieci mężczyzny. Ziemia, którą mężczyzna przejmuje po zmarłym, przynosi zyski, ale wymaga to dodatkowej pracy, zatrudnienia nowych osób. Dodatkowo ziemia przechodzi na przyszłego dziedzica, a praca na pozyskanej ziemi idzie na jego konto. Wobec tych zobowiązań mężczyźni nie zawsze decydowali się na małżeństwo po zmarłym krewnym. Przykładem może tu być sytuacja z Tamar, którą autor nie bez przyczyny przywołał, nawiązując do 38 rozdziału Księgi Rodzaju.
Tamar był żoną Era, który był synem Judy, a ten z kolei był synem Jakuba. Tego Jakuba, który przyjął imię Izrael i z Rachelą i Leą miał dwunastu synów, którzy stali się początkiem dwunastu pokoleń Izraela. Tak w największym skrócie, mam nadzieję, że się nie zgubiliście. Wróćmy do Tamar i Era. Tamar zostaje wdową. Juda zmusza swego syna Onana do wypełnienia prawa lewiratu. Onan unika poczęcia syna i w konsekwencji umiera. Juda obiecuje Tamar, że obowiązku szwagra dopełni najmłodszy syn Szela, ale gdy dorośnie. Co myślał Szela, który stracił już dwóch braci? Juda też miał obawy, nie chciał stracić trzeciego syna, dlatego nie chciał wypełnić obietnicy. Po jakimś czasie Judzie zmarła żona. Tamara domyślając się nieszczerych intencji teścia, postanawia przebrać się za prostytutkę i podstępem zbliżyć się do Judy. W ten sposób zostaje spełnione prawo lewiratu. Tamar rodzi syna Peresa, który będzie przodkiem króla Dawida. I takie historie możemy również znaleźć w Biblii.
Wróćmy do naszej historii jesteśmy w bramie miejskiej. Booz wobec krewnego i starszych przedstawia sprawę i pyta się krewnego, czy chce skorzystać z prawa wykupu ziemi. Krewny się zgadza, ale zaraz Booz dodaje, że jest to transakcja wiązana wraz z wykupioną ziemia należy poślubić Rut. Wobec takich warunków najbliższy krewny odmawia, argumentując, że zgoda na takie małżeństwo przyniesie szkodę jego majątkowi. Znakiem potwierdzającym zawarcie umowy jest sandał, który zdejmuje krewny i wręcza Boozowi. Sandał symbolizuje przekazanie ziemi, od tej pory Booz może chodzić po ziemi, która nabył na własność. W Księdze Rut, to wygląda bardzo grzecznie, ale już w Księdze Powtórzonego Prawa już tak nie jest. Kobieta, której odmówiono zrealizowania prawa lewiratu, wobec starszych i zgromadzonych ludzi zdejmuje sandał szwagrowi i spluwa mu w twarz. Upokarza w ten sposób mężczyznę, którego imię zostało dodatkowo zhańbione. Na koniec kobieta wypowiada słowa: „Tak należy traktować człowieka, który nie chce odbudować rodziny swojemu bratu” (Pwt 25, 9a). W symbolice sandała można jeszcze odkryć coś więcej i bardziej pozytywnego. Sandał to symbol kobiety, stopa to symbol mężczyzny. Gdy Rut przyszła w nocy do Booza, i odkryła sprytnie jego stopy z zamiarem, aby się zbudził, chciała również powiedzieć, że chce być „sandałem” dla jego „stopy”. Dlatego kobieta zdejmuje sandał z nogi mężczyzny i przez to chce powiedzieć, że odtąd nic nas nie łączy.
Widać jak na dłoni, że Boozem kieruje miłość bezinteresowna. Nie szuka w związku z ukochaną żadnych korzyści. Z reszta według prawa lewiratu i prawa wykupu na tym związku tylko traci, jego krewny nie skorzystał, gdyż nie było w tym żadnych korzyści. Podobnie i Rut z miłości bezinteresownej decyduje się na związek z ukochanym. Zna dobrze konsekwencje, dziecko, które urodzi, nie będzie jej dzieckiem, o czym przekonamy się na końcu księgi. Nasza bohaterka jest wierna miłości do męża, który nie żyje, wierna miłości do teściowej. Nie jest też tak, że Rut czuje się zobowiązana, a miłość do Booza jest konsekwencją jej postawy. Początkiem miłości bezinteresownej Rut do Booza jest zakochanie, które wzajemnie ich połączyło.
Bardzo potrzebujemy takiej konkretnej miłości bezinteresownej od drugiego człowieka, szczególnie jest ona niezbędna w małżeństwie. Nie chcemy miłości „jeżeli” – na którą musimy sobie zasłużyć, nie chcemy miłości „ponieważ” – gdzie jesteśmy kochani ze względu na to kim jesteśmy, albo, co zrobiliśmy. Zdaję sobie sprawę, że miłość „jeżeli” i miłość „ponieważ” mogą być i są pewnymi etapami dochodzenia do miłości „pomimo” – miłości bezinteresownej, która nie stawia warunków („jeżeli) i nie ma oczekiwań („ponieważ). Przykładem miłości bezinteresownej w małżeństwie są święci małżonkowie Zelia i Ludwik Martin. Pobrali się 13 lipca 1858 roku po trzymiesięcznej znajomości. W swoim życiu Boga postawili na pierwszym miejscu. Codziennie o 5.30 uczestniczyli we Mszy świętej, w niedziele sklep jubilerski z zegarkami zawsze był zamknięty. Oboje wzajemnie się kochali. „Nasze uczucia były zawsze nastrojone na jeden ton” – pisze Zelia. Wzajemnie się wspierali i byli dla siebie oparciem. Mieli dziewięcioro dzieci, czworo z nich bardzo szybko odeszło do nieba. Pięć córek odpowiedziało na powołanie zakonne, najbardziej znaną jest św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Życie rodzinne nie było pozbawione trudności i cierpienia choćby utrata dzieci. Zelia tak opisuje swój dzień: „Nie wiem, gdzie włożyć ręce. Jestem na nogach od 4.30 rano aż do jedenastej wieczorem”. Dawali swoim dzieciom przykład miłość, ofiary, poświęcenia. Uczyli też swoje dzieci miłości do drugiego człowieka przez konkretne czyny: pomoc bezdomnemu przez danie ciepłego posiłku, znalezienia mu miejsca w przytułku, odwiedziny samotnych chorych, umierających. Zelia tak opisuje swojego męża: „Jestem zawsze z nim szczęśliwa; on jest tego przyczyną, że życie moje jest bardzo miłe. Mąż mój – to święty człowiek. Życzyłabym wszystkim kobietom takich mężów”. Arcybiskup Grzegorz Ryś w książce Rut Moabitka przytacza ciekawą duchową interpretację św. Grzegorza Wielkiego, który odnosi prawo lewiratu do relacji Chrystus – Kościół, Oblubieniec – Oblubienica.
„Kto jest wdową po zmarłym krewnym? Kościół. Kościół przychodzi do ciebie w imieniu Jezusa Chrystusa. Tego, który umarł. Oblubieniec Kościoła, Mąż – umarł. Wdowa przychodzi do ciebie i mówi: «Wzbudź potomstwo twojemu Bratu, twojemu Krewnemu». Wejdź w to miejsce Jezusa Chrystusa i dawaj życie w Kościele. A jeśli ktoś powie: «Nie mam ochoty», to wtedy niewiasta – Kościół pluje mu w twarz. Patrz, czego chce od ciebie Kościół, który jest w jakimś sensie wdową po Chrystusie – powierzona tobie, żebyś się nią zaopiekował, żebyś się o nią zatroszczył. Popatrz jakie ma potrzeby. A jeśli powiesz: «Nie będę ich realizował, bo by mnie to kosztowało, bo stałbym się przez to biedniejszy, uboższy, bo bym na tym stracił» - to Kościół pluje ci w twarz i mówi: «Nic nie rozumiesz. Co z ciebie za człowiek, skoro cię nie stać na miłość, która kosztuje, która jest także kosztem ciebie»”.
Święty Grzegorz Wielki, papież w pierwszej części w oryginalny sposób zachęca do kapłaństwa. Kapłan zastępuje Chrystusa tu na ziemi i przez swoją posługę, udzielanie sakramentów daje życie Kościołowi. Autor idzie dalej nie chce, abyś się szybko wykręcił, że ten tekst ciebie nie dotyczy. Pragnie, abyś popatrz jaka jest twoja miłość do Kościoła? Zachęcam Ciebie, abyś zauważył w jakich przestrzeniach Kościoła możesz się bardziej zaangażować. Można tu wymienić przykładowo: modlitwę za Kościół, kapłanów, misjonarzy, o powołania kapłańskie, do życia konsekrowanego; świadectwo, dobre słowo o Kościele, tak dzisiaj potrzebne; włączenie się w Liturgię Słowa; pomoc przy pracach wykonywanych w kościele, wokół kościoła; wsparcie materialne na utrzymanie kościoła, akcje charytatywne. Argumentacja odnośnie powołań kapłańskich i zaangażowania w życie Kościoła wynika z założenia, że jesteśmy w Kościele - Oblubienicy i mamy relacje z Chrystusem – Oblubieńcem. A gdy jest miłość, to miłość rodzi miłość, poświęcenie, oddanie, zaangażowanie.
Życzę Ci, abyś słuchał z miłością Boga.

ks. Sebastian Fajfer

Do początku



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.



Dobra rada [Rt 3, 16-18] (01.03.2021)


(zapis transmisji).

Do początku

Dobra rada

W adhortacji Verbum Domini o Słowie Bożym w życiu i misji Kościoła papież Benedykt XVI zostawił nam takie słowa: „W historii zbawienia nie ma bowiem rozdziału między tym, co Bóg mówi, i tym, czego dokonuje; Jego słowo jest żywe i skuteczne (por. Hbr 4, 12), na co zresztą wskazuje znaczenie hebrajskiego wyrażenia dabar (VD 53).
Wyrażenie: dabar w języku hebrajskim oznacza słowo. Dla Hebrajczyka słowo jest czymś więcej niż ustnym wyrazem myśli. Słowo jest jakby przedłużeniem działania człowieka. Za słowem idzie konkretny czyn, tu nie ma miejsca na puste słowa, na słowa bez pokrycia. Słowo Boga ma oczywiście największą moc sprawczą. Jest ono przedłużeniem samego Boga. Łatwiej jest nam teraz zrozumieć, że słowo Boże jest żywe i skuteczne, że ma na celu zmienić rzeczywistość. Słowo Boże ujawnia działanie samego Boga. Dobrze to oddają słowa proroka Izajasza: „Bo deszcz i śnieg spadają z nieba nie po to, by tam wrócić, lecz aby nawodnić ziemię, użyźnić ją i zapewnić urodzaj, aby mogła dać nasienie siewcy i dostarczyć chleb spożywającemu. Tak samo jest z moim słowem. Wychodzi ono z ust moich, nie po to, by wrócić do Mnie bezowocnie, lecz aby wypełnić moją wolę i spełnić to, z czym je posłałem” (Iz 55, 10-11). Słowo Boże jest żywe i skuteczne. Bóg pragnie, aby słowo Boże wydawało konkretne owoce. Pragnie i dzisiaj zmieniać nasze serca.
Z taką nadzieją przejdźmy do tekstu na dziś:
Gdy wróciła do teściowej, ta zapytała ją: „Co u ciebie, moja córko?”. Rut opowiedziała jej o wszystkim, co ten człowiek dla niej zrobił. Zakończyła słowami: „Dał mi te sześć miar jęczmienia i powiedział: «Nie możesz wrócić z pustymi rękami do swojej teściowej»”. Wtedy Noemi powiedziała: „Bądź spokojna, moja córko, aż dowiesz się, co będzie dalej, gdyż ten człowiek nie spocznie dzisiaj, dopóki nie załatwi tej sprawy” (Rt 3, 16-18).

Rut wraca do domu zaniepokojona. Wszystko szło idealnie według planu Noemi i według pragnienia jej serca. Jednak na drodze szczęścia dwoje zakochanych stoi bliższy krewny Elimeleka, który ma pierwszeństwo do ręki naszej krewnej. To jest ciekawe, że Booz już to sprawdził. Potwierdza to tylko fakt, że myśli poważnie o małżeństwie z Rut. Na szczęście Rut ma Noemi, która jej towarzyszy, jest przy niej, co jest bardzo ważne. Wystarczy być, niewiele trzeba mówić.
Pamiętam za czasów kleryckich chodziliśmy do hospicjum św. Łazarza w Krakowie. Bardzo dobre, ale i zarazem trudne doświadczenie. Nie wiedzieliśmy, co mówić, jak się zachować. Wynikało to stąd, że gdy byliśmy u jednej osoby, na następny raz, gdy przyszliśmy już tej osoby nie było. Wraz z kolegą odważyliśmy się zapytać chorą osobę: o czym rozmawiać z chorymi w hospicjum? O wszystkim, co tam w seminarium? – odpowiedziała z uśmiechem osoba, zaraz jednak dodała, że najważniejsza jest obecność.
Wzajemna obecność, towarzyszenie rodzą dobre relacje pomiędzy kobietami pomagają otworzyć Rut serce, powiedzieć, co ją trapi, co rodzi niepewność. Noemi, kobieta, która zna życie wobec całej sytuacji uspakaja Rut i prosi, aby zachowała cierpliwość. Dobra rada Noemi wypływa z faktu przyniesienia przez Rut jęczmienia, co jest faktem potwierdzenia intencji Booza.
Warto pamiętać o budowaniu takich relacji z bliskimi, w których mogę powiedzieć o wszystkim. Nie jest to łatwe, ale nam bardzo potrzebne. Troska o przyjaźń, dobre relacje w domu. Tworzenie przestrzeni, w której jesteśmy wysłuchani, czujemy się bezpieczni, bez obaw możemy otworzyć swoje serce i powiedzieć o tym, co się w nim kryje.
Warto jeszcze, w tym miejscu docenić rady rodziców, starszych i innych ludzi. Życie daje nam tyle przykładów, w których spotykamy ludzi, którzy nam dobrze radzą, uspakajają, motywują, dodają nadziei, wskazują właściwy kierunek. Dobrze to widać na przykładzie relacji rodzic dziecko. Młody człowiek, który jest „w gorącej wodzie kąpany”, nie raz „pozjadał już wszystkie rozumy” ma mimo wszystko w rodzicach dobrego doradcę. To rodzice wobec emocji: huraoptymizmu bądź w drugą stronę katastrofizmu, obiektywnie oceniają sytuację i znajduję z niej wyjście. W czasie modlitwy bądźmy wdzięczni za tych ludzi, którzy nam dobrze radzą.
Dobre rady daje nam sam Bóg. Możemy je znaleźć w Piśmie Świętym. Kolejny argument za czytaniem słowa Bożego. Papież Franciszek ogłosił św. Józefa patronem obecnego rok liturgicznego. Święty jest dobrym przykładem osoby, która słucha rad Boga i stosuje je w życiu. Opiekun Jezusa, gdy dowiedział się, że jego małżonka Maryja spodziewa się dziecka postanawia ją opuścić. Pomimo tej decyzji miał dużo wątpliwości, dużo pytań, nie rozumiał całej sytuacji. Jak to możliwe, że kobieta, którą kochał i która zapewniała o miłości nagle wraca od krewnej Elżbiety z dzieckiem? Maryja tłumaczy Józefowi, że go nie zdradziła. Trudno było przyjąć mężowie takie wytłumaczenie żony. Wszystkie planu, marzenia i nadzieje rozsypały się jak domek z kart. W takiej konkretnej sytuacji przychodzi Bóg przez anioła z dobrą radą: „Józefie, synu Dawida, nie bój się przyjąć twojej żony Maryi, gdyż to, co się w Niej poczęło, pochodzi z Ducha Świętego” (Mt 1, 20). Bóg daje nam dobre rady, trzeba tylko być blisko, żeby dobrze usłyszeć.
Booz jest obrazem Boga. Neomi uspokaja Rut słowami: „Bądź spokojna, moja córko, aż dowiesz się, co będzie dalej, gdyż ten człowiek nie spocznie dzisiaj, dopóki nie załatwi tej sprawy”. Bóg działa dzisiaj nie jutro, pojutrze. Bóg jest niezmordowany, nie męczy się naszymi sprawami, bierze na siebie bez żadnych wyrzutów, wypominania. Bóg działa dzisiaj. Ważne, abyśmy do tego dzisiaj się dostosowali, nie przegapili tego momentu, złapali Boga za nogi.
Na początku tego roku usłyszeliśmy o Szerpach, którzy dokonali pierwszego w historii zimowego wejścia na K2. Był to ostatni nie zdobyty zimą ośmiotysięcznik. Szerpowie to lud zamieszkujący Himalaje w Nepalu, Indiach. Dzięki środowisku, w którym żyją w naturalny sposób są przygotowani do chodzenia po wysokich górach. Zawsze byli w cieniu, pomagając innym w zdobywaniu największych szczytów, pełniąc funkcję przewodników, tragarzy. 16 stycznia 2021 roku zdobyli K2, wykorzystali idealną pogodę, która w Himalajach zimą zdarza się bardzo rzadko. Szerpowie dokonali czegoś, co wydawało się niemożliwe. Historia niewiarygodna, która nagrodziła ludzi będących zawsze na drugim planie. Bóg działa dzisiaj wykorzystujmy te liczne okazje działania łaski, wykorzystujmy okno pogodowe w zdobywaniu nieba.
W życiu duchowym ważne jest dzisiaj: tu i teraz. Pan Wiesław uczestnik Męskiego Kręgu Biblijnego na ostatnim spotkaniu zwrócił uwagę, że na modlitwie za bardzo koncentrujemy się na przyszłości: zastanawiając się jak to będzie, albo marzymy jakby to było, lub na przeszłości: rozpamiętując złe momenty z życia, albo wspominając dobre momenty. Patrząc na przyszłość i przeszłości możemy przegapić Boga, który działa dzisiaj. Z entuzjazmem słuchamy zapewnienia Noemi, że Booz „nie spocznie dzisiaj, dopóki nie załatwi tej sprawy”. Co załatwi, jak rozwiąże problem z tym, że nie jest pierwszy w kolejce po rękę Rut jeszcze nie wiemy. Piękny jest widok mężczyzny, który działa, robi, realizuje swoje powołanie, pasje. Gdy mężczyzna nic nie robi, to aż ciśnie się na usta: „weź się chłopie do roboty”. Mężczyzna jest zadaniowcem, wykonuje konkretną robotę, nie raz się nie domyśli, nie zaskoczy, taki już jego urok, ale, gdy jest odpowiednio zmotywowany dąży do zrealizowania wytyczonego celu. Booz pragnie poślubić ukochaną kobietę, jakie podejmie kroki dowiemy się w następnym spotkaniu.
Życzę Ci, abyś dziś usłyszał dobrą radę od samego Boga.

ks. Sebastian Fajfer

Do początku



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.



Wyznanie miłości [Rt 3, 6-15] (01.02.2021)


(Zapis transmisji).

Do początku

Wyznanie miłości

W tradycji rabinistycznej występuje takie przekonanie, że Mojżesz na górze Synaj otrzymał Torę przez pocałunek Boga. Myśl ta jest zaczerpnięta z komentarza do Pieśni nad pieśniami, poematu o miłości pomiędzy kobietą i mężczyzną. Zarówno tradycja hebrajska jak i chrześcijańska w sposób alegoryczny czyta utwór jako obraz miłości Boga do człowieka, miłości Oblubieńca – Chrystusa do Oblubienicy - Kościoła. Miłość kobiety i mężczyzny jest najlepszym obrazem do pokazania relacji, jaka może być pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Już w pierwszych słowach Księgi jest wyrażona szczera tęsknota kobiety, która pragnie pocałunku ukochanego: „Pocałuj mnie! Niech mnie całują twe usta” (Pnp 1, 2a).
Słowo Boże zapisane na kartach Pisma Świętego jest znakiem miłości Boga do człowieka. Można powiedzieć w wymiarze duchowym, że słowo Boże jest pocałunkiem samego Boga. Powoli wchodzimy na taki poziom relacji ze słowem Bozym, relacji osobistej, bardzo intymnej, że za słowem Bożym odkrywamy Oblubieńca. Każde nasze odkrycie Chrystusa za Słowem jest nagrodzone pocałunkiem. Potwierdzeniem moich słów są rozpromienione wasze twarze po każdym Lectio divina. Naszą odpowiedzią na miłość Boga powinno być jeszcze większe umiłowanie słowa Bożego.
Przejdźmy do tekstu na dziś:

[Rt 3, 6-15]
Zeszła więc na klepisko i zrobiła wszystko, co poleciła jej teściowa. Booz tymczasem jadł i pił, a potem w dobrym nastroju ułożył się do snu przy stosie jęczmienia. Wtedy Rut podeszła po cichu, odkryła jego nogi i położyła się.
Gdy w środku nocy Booz obudził się, drżąc z zimna, rozejrzał się i zobaczył przy swoich nogach leżącą kobietę. Zapytał: „Kim jesteś?”. Odpowiedziała: „Jestem Rut, twoja służebnica. Okryj mnie, swoją służebnicę, brzegiem płaszcza, ponieważ jesteś wykupicielem”. Na to Booz rzekł: „Błogosławiona bądź przez Pana, moja córko! Za drugim razem okazałaś swoją miłość bardziej niż za pierwszym. Nie szukałaś młodych mężczyzn, czy to biednych, czy bogatych. Teraz więc nie bój się moja córko! Uczynię dla ciebie wszystko, co powiedziałaś, gdyż każdy w mieście wie, że jesteś dzielną kobietą. Chociaż rzeczywiście mam względem ciebie prawo wykupu, to jednak masz krewnego jeszcze bliższego ode mnie. Tymczasem pozostań tu przez noc, a rankiem, jeśli on zechce ciebie wykupić – to dobrze, lecz jeśli nie zechce cię wykupić, to – na życie Pana – ja będę twoim wykupicielem. Śpij do rana!”.
Spała więc u jego nóg aż do świtu. Wstała jednak wcześnie, zanim człowiek jest w stanie rozpoznać drugiego, bo mówił Booz: „Nikt nie powinien wiedzieć, że kobieta przyszła do mnie na klepisko”. Powiedział jeszcze: „Daj płaszcz, którym jesteś okryta i trzymaj go mocno”. A gdy trzymała, odmierzył jej sześć miar jęczmienia i pomógł zarzucić to na plecy. Wtedy wróciła do miasta (Rt 3, 6-15).


Noemi ma konkretny plan chce dopomóc szczęściu dwoje ludzi. W tym celu chce wykorzystać możliwości jakie daje prawo wykupu i lewiratu. Rut zgadza się na propozycję i przygotowuje się do spotkania, wydobywając jeszcze bardziej swoje piękno. Na pewno w jej decyzji pomogło uczucie jakim darzy Booza. Co jest potwierdzeniem słusznej intuicji Noemi. Czas realizacji planu idealny, wymarzony, wszystko zostało dopracowane. Jesteśmy po żniwach jęczmienia, czas radości po zebranych plonach, zwieńczony wspólnym biesiadowaniem. W takich okolicznościach pod osłona nocy przychodzi Rut. Odkrywa sprytnie nogi Booza i kładzie się obok nich. Nie kładzie się obok mężczyzny, bo nie jest jego żoną. Rut jest tak piękna, że gdy Booz z ziemna się budzi, nie rozpoznaje kobiety, w której się wcześniej zakochał. Łatwo sobie wyobrazić zmieszanie mężczyzny i jego zachwyt. Rut już wcześniej jemu zaimponowała wyglądem, a teraz okazała się jeszcze piękniejsza. Na pewno w tej scenie potwierdza się, że oboje są w sobie zakochani. Nie ma tutaj pożądania z obu stron. Rut nie przychodzi z intencją współżycia z ukochanym, złamania prawa Bożego, mimo, że jest cudzoziemką. Chce, aby Booz ja poślubił zgodnie z prawem, będąc dla niej goel – wykupicielem. Rut pragnie usłyszeć od ukochanego wyznania miłości. Mężczyzna przejmuje inicjatywę. Okrywa płaszczem ukochaną, co jest potwierdzeniem jego uczuć, potwierdzeniem obietnicy małżeństwa, wypełnienia prawa lewiratu.
Kolejny raz przekonujemy się, że dobro rodzi dobro, miłość rodzi miłość. Booz zwraca się do Rut: „Za drugim razem okazałaś swoją miłość bardziej niż za pierwszym”. Ten pierwszy raz, to okazanie miłość względem teściowej. Drugi, to wybór Booza, spośród innych młodszych mężczyzn. Rut jako piękna kobieta mogłaby wybrać każdego. A wybrała starszego mężczyznę. I nie ma tu nic z pozostawienia swojego szczęścia na rzecz szczęścia teściowej. Gdyż według prawa lewiratu Noemi żona Elimeleka, którego krewnym jest Booz zyskuje na tym układzie. Nie można też powiedzieć, że Noemi ma intencje ustawienia się w życiu przygotowując plan, który ma pomóc w miłości dwoje zakochanych. Na tyle szczere są relacje pomiędzy kobietami, wypróbowane przez trudne doświadczenia życia, że obie pragną szczęścia nawzajem dla siebie, co jest potwierdzeniem ich przyjaźni. Dobro rodzi dobro. Miłość rodzi miłość. Warto stosować taką zasadę w swoim życiu. Święta Matka Teresa z Kalkuty mówiła o sobie, że jest ołówkiem w ręku Boga, którym Bóg pisze jej dzieło. Czyniąc dobro mamy pewność, że idziemy właściwą drogą, stając się narzędziem w ręku Boga, który się nami opiekuje.
Możemy popatrzeć na ten fragment również w sensie duchowym. Z pomocą przychodzi nam benedyktynka Anna Maria Canopi, która zwraca uwagę na porę, w której Booz zauważył obecność Rut: „Północ to czas przybycia Oblubieńca; pamiętamy ewangeliczną przypowieść o dziesięciu pannach: «O północy rozległo się wołanie: Oto pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!»” (Mt 25, 6). Idąc dalej za św. Ambrożym, możemy powiedzieć: „Sam Chrystus jest oblubieńcem, z którym łączy się węzłem małżeńskim ta oblubienica pochodząca z pogan, wcześniej uboga i głodna, a teraz bogata żniwem Chrystusa, gromadząca w głębi swego serca pąki kłosów z obfitych żniw i okruchy Słowa”.
Relacja pełna miłości pomiędzy Rut i Boozem jest dla nas obrazem naszej relacji z Jezusem Chrystusem. Chrystus jest Oblubieńcem, którego zapowiada Booz. My, którzy tworzymy Kościół jesteśmy Oblubienicą na wzór Rut. Z obrazem Oblubieńca i Oblubienicy nie współgra język polski, gdzie słowo: Kościół jest rodzaju męskiego. Jednak w języku greckim i łacińskim, skąd pochodzi słowo: Kościół występuje rodzaj żeński, podobnie w językach romańskich, a nawet w języku niemieckim. W katedrze Pelplinie w krużgankach znajduje się obraz „Zaślubiny Chrystusa z Kościołem” Andrzeja Stecha z XVII wieku. Obraz przedstawia obrzęd małżeństwa Jezusa Chrystusa z Kościołem, które błogosławi Bóg Ojciec. Kościół Oblubienica przedstawiony jest jako młoda kobieta. Nad nią unosi się Duch Święty, a obok niej stoi Matka Boża. Całej ceremonii towarzyszą aniołowie i święci.
Kibicujemy tym dwoje zakochanych, pragniemy ich szczęścia. Z Rut naszą krewną już zdążyliśmy się utożsamić i ją polubić. I właśnie ona wprowadza nas w intymną relację z Oblubieńcem – Jezusem Chrystusem. Ta relacja oparta jest na miłości. A z miłością związane jest: zaangażowanie, pasja, entuzjazm, pragnienie przebywania z osobą, którą kocham. Papież św. Grzegorz Wielki powtarzał: „miłość jest poznaniem”. Miłość jest źródłem poznania Jezusa Chrystusa w słowie Bożym. Gdy jesteśmy w relacji miłości, wtedy łatwiej jest mi czytać słowo Boże, łatwiej jest odkrywać za słowem Bożym Oblubieńca i otrzymywać w nagrodę pocałunek. Niech to nas zachęca do rozwijania miłości do Boga, a możemy to czynić między innymi przez czytanie słowa Bożego. W szukanie Oblubieńca za słowem Bożym potrzebna jest cierpliwość na wzór panien mądrych, które oczekiwały na spóźniającego się pana młodego.
Na zakończenie posłuchajmy słów benedyktynki:
„Zdążajmy zatem do Betlejem, ale nie tylko w pewien letni wieczór, jak to uczyniła Rut, ale o każdej porze, każdego wieczoru i poranka. Zawsze znajdziemy tam naszego Zbawiciela zajętego oczyszczaniem jęczmienia czy pszenicy na swoim klepisku, to znaczy «dokonującego swego dzieła», dzieła zbawienia; znajdziemy Go zajętego zbieraniem owoców Jego Słowa zasianego w naszych sercach; znajdziemy Go gotowego rozciągnąć nad nami skraj swej szaty; znajdziemy Go pogrążonego we śnie i trzeba nam będzie czekać w ciszy i spokoju, aż nas zobaczy i wezwie, okryje płaszczem swego miłosierdzia, napełni swoimi dobrami, swą łaską i przyjmie nas w ramiona swej wiecznej Miłości”.
Życzę Ci, abyś czytając słowo Boże wchodził w intymna relację z Jezusem Chrystusem, twym Oblubieńcem.

ks. Sebastian Fajfer

Do początku



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.



Kobieca mądrość [Rt 3, 1-5] (04.01.2021)


(Zapis transmisji)

Do początku

Kobieca mądrość

Uczennica szkoły średniej dzieli się takim świadectwem, które otrzymałem po ostatnim spotkaniu: „Codziennie rano czytam Pismo Święte, czasami zajmuje mi to dłuższą chwilę. W obecnych czasach zdalnego nauczania mam trochę więcej czasu, ale jak jeszcze chodziliśmy do szkoły korzystałam z aplikacji na telefonie. Ksiądz wspomniał, że «Wystarczy raz odkryć, że za słowem zapisanym na kartach Pisma świętego, które na początku wydaje się martwe, nic nie mówiące, kryje się życie. Życie, które niesie radość, mobilizuje do zmiany i jest niesamowicie płodne». I ja taką zmianę przeżyłam, drobną zmianę, która polegała na tym, że oprócz czytania Słowa Bożego w autobusie z mojej aplikacji, zaczęłam za każdym razem, kiedy przejeżdżałam koło mojego Kościoła, wykonywać znak krzyża i co najważniejsze przestałam się tego wstydzić i uważam, że właśnie Słowa Boga, które do mnie kierował dały mi tą siłę, że przestałam się przejmować, że ktoś się na mnie "dziwnie" popatrzy”.
Słowo Boże działa jak kropla, która drąży skałę. Proste rzeczy, małe kroki, które prowadzą do zmiany. Najtrudniej jest zacząć. Niech to świadectwo będzie dla nas zachętą przed kolejnym spotkaniem ze słowem Bożym, które jest żywe.
Przejdźmy do tekstu na dziś:

[Rt 3, 1-5]
Noemi, teściowa Rut, powiedziała do niej: „Moja córko, czyż nie powinnam znaleźć dla ciebie bezpiecznego miejsca, w którym czułabyś się dobrze? Czyż właśnie Booz, z którego dziewczętami pracowałaś, nie jest naszym krewnym? On dziś wieczorem będzie przewiewał omłot jęczmienia na otwartym klepisku. Umyj się więc i namaść, a potem włóż swój płaszcz i zejdź na klepisko. Nie daj się jednak rozpoznać, dopóki człowiek ten nie skończy jeść i pić. A kiedy połozy się do snu i poznasz miejsce jego spoczynku, pójdziesz, odkryjesz jego nogi i położysz się, a on sam da ci poznać, co masz czynić”. Rut odrzekła: „Zrobię wszystko, co mi powiedziałaś” (Rt 3, 1-5).

Widać dobre relacje pomiędzy kobietami. Do tego stopnia, że teściowa traktuje synową jak córkę, a Rut znalazła w teściowej duchową matkę. Noemi wobec przyjaźni, dobra jakie otrzymała od Rut postanawia się odwdzięczyć. Można dostrzec, że powoli Noemi z zgorzkniałej kobiety, po stracie męża, synów znowu staje się kobietą, którą określa imię. Przypomnę, że imiona bohaterów Księgi Rut nie są bez znaczenia, a imię Noemi znaczy: „moja słodycz”. Kobieta bierze sprawy w swoje ręce. Pragnie zapewnić przyszłość, szczęście swojej synowej. Ma już kandydata na męża i konkretny plan. Wykorzystuje w tym celu prawo lewiratu. Nie raz trzeba pomóc szczęściu, aby dwoje ludzie mogło się spotkać.
Wyjaśnienie prawa lewiratu znajdziemy w Księdze Powtórzonego Prawa (25, 5-10). Zgodnie z tym prawem, gdy mężczyzna umrze bezpotomnie to najbliższy krewny ma obowiązek poślubić jego żonę. Pierworodny syn z nowego związku ma otrzymać imię zmarłego ojca i odziedziczyć ziemię, dobra po zmarłym ojcu. Sama nazwa „lewirat” pochodzi od łacińskiego terminu levir, oznaczającego szwagra. W Nowym Testamencie jest zmianka o prawie lewiratu. Kojarzymy scenę dyskusji saduceuszy z Jezusem na temat zmartwychwstania. Przyczyną dyskusji jest sytuacja, w której kobieta miała siedmiu braci za mężów, którzy po kolei stosowali prawo lewiratu. Dzisiaj prawo lewiratu oceniamy negatywnie. Należy jednak pamiętać, że w tamtych czasach rola kobiety była zupełnie inna niż dziś. A samo prawo było zabezpieczeniem kobiety, której los bezdzietnej wdowy był bardzo trudny.
Noemi ma plan chce skorzystać z prawa lewiratu i prawa wykupu, o którym mówiłem ostatnio. Widać w Noemi taka życiową mądrość. Szukałem tutaj przykładu, który w jakiś sposób lepiej to zobrazuje. Zadzwoniłem do znajomej i mówię, że potrzebuję jakiś przykład kobiety mądrej, zaradnej, przewidującej. Na co znajoma z prostotą odpowiedziała: „przecież ja nią jestem”. I tak rzeczywiście jest. Co byśmy mężczyźni zrobili bez kobiet na tym świecie? Dlatego wielkie dzięki Bogu, za to, że stworzył kobietę. Kobieca mądrość, empatia, zaradność, odwaga, intuicja, piękno, ..., no i brakuje mi słów, aby wymieniać dalej, co jest dowodem bogatszego zasobu słów jakie posiada kobieta w porównaniu z mężczyzną. Każda kobieta jest idealnym przykładem mądrości życiowej, która jest obecna na wielu płaszczyznach. Chciałbym bardziej przybliżyć jedną postać mało jeszcze znaną. W październiku 2020 roku rozpoczął się proces beatyfikacyjny Służebnicy Bożej dr. Wandy Błeńskiej, pochodzącej z Poznania lekarki i misjonarki, nazywanej: „Matką Trędowatych”. Pracowała ponad 40 lat w Ugandzie. Często powtarzała: „Lekarz musi być przyjacielem chorego. Najskuteczniejszym lekarstwem jest miłość”. Zmarła w Poznaniu 2014 roku w wieku 103 lat. W historii jej życia pełnej pasji możemy znaleźć takie zdarzenie.
W 1946 roku postanowiła się udać do chorego brata, który przebywał w Niemczech. Nie mając paszportu i zdając sobie sprawę, że nie ma już powrotu dostała się na statek. Ukryta w budce na węgiel dotarła do Niemiec. „Jak już byłam na miejscu, musiałam prosić komendanta czy dyrektora. (…). Patrzy na mnie i pyta: «Jak się tu pani dostała?». Jak się dostałam? – myślę sobie – Nie wiem, Pan Bóg pomógł. Powiedziałam tylko, że dotarłam, bo wszędzie można spotkać dobrych ludzi…”. Miłość do brata uruchomiła: spryt, odwagę, zaradność.
Życiowa mądrość. Noemi wyczuwa, że pomiędzy Rut a Boozem pojawiło się jakieś uczucie. Wiemy już, że Booz zachwycił się Rut, jak i również Rut zaimponował Booz. Pamiętamy te wzajemne okazywanie sobie życzliwość. Noemi to wszystko widzi, choćby te 14 kilogramów maki, przyniesione przez Rut po pierwszym dniu żniw i pragnie pomóc szczęściu. Dlatego swatanie w tym przypadku nie jest na siłę. Można by nawet powiedzieć, że ma dobre podstawy, że coś z tego będzie. Propozycja Noemi wydaje się idealna, poparta konkretnymi argumentami, mimo wszystko ryzykowna. Oto Rut w pięknie swojej kobiecości ma przyjść w nocy do Booza i położyć się obok niego. Z naszej perspektywy dzisiaj możemy postawę Rut ocenić jako nieprzyzwoitą, a nawet grzeszną. Za odważnym zachowaniem Rut kryje się intencja z prowokowania mężczyzny nie do czynu, ale do nazwania uczuć jakie wobec niej żywi. Należy tutaj pamiętać, że postawa Rut wynika z mentalności i kultury tamtych czasów.
Życzę Ci, świadomości piękna, nie tylko zewnętrznego, ale tego, które nosisz w sobie.

ks. Sebastian Fajfer

Do początku



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.



Bóg naszym najbliższym krewnym [Rt 2, 17-23] (07.12.2020)


(Zapis transmisji)

Do początku

Bóg naszym najbliższym krewnym

Wystarczy raz odkryć, że za słowem zapisanym na kartach Pisma świętego, które na początku wydaje się martwe, nic nie mówiące, kryje się życie. Życie, które niesie radość, mobilizuje do zmiany i jest niesamowicie płodne. Świadomość takiego odkrycia mobilizuje nas do czytanie słowa Bożego, rodzi ciekawość do szukania tych słów, przez które Bóg mówi do mnie i tylko do mnie w aktualnej sytuacji, w której się znajduję. Święty Grzegorz Wielki, jeden z czterech doktorów Kościoła świata zachodniego, który był papieżem na przełomie VI i VII wieku tak opisuje ten proces: „Jak z zimnego kamienia uderzonego młotkiem wyskakują gorące iskry, tak z czytania słowa Bożego, za natchnieniem Ducha Świętego, uwalnia się ogień”. Proś Ducha Świętego, abyśmy za wybranymi na dziś słowami znalazł życie.
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
Rt 2, 17-23
Rut zbierała więc kłosy na polu aż do wieczora. A gdy wymłóciła to, co zebrała, miała około jednej efy jęczmienia. Zarzuciła to na siebie i wróciła do miasta. Pokazała teściowej, co zebrała, a potem wyjęła i dała jej resztę swojego posiłku. Wtedy teściowa zapytała: „Gdzie zbierałaś dziś kłosy, gdzie pracowałaś? Niech ten, kto ci na to pozwolił, będzie błogosławiony!”. Rut odpowiedziała teściowej, u kogo pracowała. I dodała: „Człowiek, u którego dziś pracowałam, nazywa się Booz”. Na to Noemi powiedziała do synowej: „Niech będzie on błogosławiony przez Pana, który nie zaprzestał obdarzać łaską żywych i umarłych!”. Noemi mówiła dalej: „Ten człowiek jest naszym krewnym, jest jednym z tych, którzy mają względem nas prawo wykupu”. Wtedy Moabitka Rut dopowiedziała: „Powiedział mi także: «Przyłącz się do moich sług i pozostań u mnie, dopóki nie zostaną zebrane wszystkie moje plony»”. Wówczas Noemi rzekła do Rut, swojej synowej: „Lepiej dla ciebie, moja córko, że będziesz wychodzić z jego dziewczętami, bo na innym polu mogliby ci dokuczać”.
Rut przyłączyła się więc do dziewcząt Booza, aby aż do zakończenia żniw jęczmienia i pszenicy zbierać kłosy. Mieszkała zaś razem ze swoją teściową (Rt 2, 17-23).


Rut spodobała się Boozowi, miłość od pierwszego wejrzenia. Wygląd i postawa Rut zaimponowały mężczyźnie. I to w tej kolejności, najpierw zwrócił uwagę na jej wygląd, zauważył ją spośród innych kobiet, później dopiero dowiedział się kim jest i co uczyniła swojej teściowej. Miłość jaką Rut okazała Noemi jest wyrażona hebrajskim słowem: hesed, w którym została napisana Księga Rut. Z kolei życzliwość Booza okazana Rut również jest wyrażona tym samy słowem. Słowo: hesed – ma bardzo szerokie znaczenie, może to być: „łaska, dobroć, życzliwość, miłosierdzie, miłość, która jest wierna”. Booz zobaczył wierną miłość w postawie Rut, a Rut zobaczyła wielką życzliwość w postawie Booza. W Starym Testamencie tym słowem opisywana jest relacja Boga do Izraela, która była przez Żydów wielokrotnie zrywana, a mimo to Bóg okazywał wierną miłość. Wierna miłość, to cecha charakterystyczna Boga. Możemy ją zobaczyć choćby w Psalmie 136, który jest hymnem paschalnym. W tradycji judaistycznej był śpiewany podczas liturgii paschalnej. W centrum Psalmu są słowa refrenu: „Jego Łaska trwa na wieki”, gdzie pojawia się pojęcie: hesed. W Księdze Rut wyłania się obraz Boga. Wcześniej poznaliśmy Boga, który nie zostawia nas samych, teraz widzimy Boga, który jest wierny w miłości, pomimo naszych niewierności.
Dobro rodzi dobro, miłość rodzi miłość. Postawa Rut została nagrodzona. Nasza bohaterka przynosi do domu nie całą efe mąki. Efa to miara objętości materiałów sypkich i wynosi ok. 23 litrów. Trudno mi sobie wyobrazić, ile to jest ok. 23 litry maki. Specjalna komisja w składzie moja mama i najstarsza siostrzenicą Karolina wykonały eksperyment. Tak przesypywały, warzyły i wyszło im, że 23 litry mąki, to około 14 kg mąki. Przynajmniej dla mnie to jednostka miary w tym przypadku jest bardziej uchwytna. Rut po jednym dniu zbierania kłosów przynosi do domu ok. 14 kg. mąki. Wszystko zaczyna się odwracać. Konkretny dowód na to, że Bóg troszczy się o Noemi i Rut. Bóg jest łaskawy i nas zaskakuje. Przypomnij sobie te sytuacje, w których Bóg Cię zaskoczył, obdarzył niespodziewanie jakimś dobrem. Podziękuj Mu za to! Dziękując dostrzegasz Boga, a to rodzi jeszcze większe zaufanie i świadomość, że Bóg jest z Tobą w radosnych i trudnych momentach życia. Bóg oprócz tego, że nas zaskakuje chce nas nasycić, nie chce, abyśmy odczuwali głód. Daje nam siebie w Eucharystii. Kolejny powód do dziękczynienia i zachwytu. Bóg, który stworzył świat, stworzył człowieka, stał się jednym z nas, pozostawił siebie pod postaciami, tak zwykłymi i codziennymi: chleba i wina. Wielka tajemnica wiary! Bóg pragnie, abyśmy posilali się pokarmem, który daje życie tu na ziemi i w niebie.
Zaskoczona Noemi wypytuje synową, gdzie pracowała, skąd ta ilość mąki? Rut opowiedziała o wszystkim. Noemi słuchając uświadomiła sobie, że Booz jest ich krewnym: „Ten człowiek jest naszym krewnym” (Rt 2, 20). Ważne jest tutaj słowo krewny, które w tym miejscu oddaje hebrajskie słowo: goel. Dosłownie moglibyśmy przetłumaczyć: „Ten człowiek jest naszym goel”. Według Słownika Teologii Katolickiej słowo: goel znaczy: „obrońca, wyzwoliciel, wybawca, mściciel – ten, który musi pomścić śmierć najbliższego krewnego”. Noemi dookreśla rolę krewnego: „Ten człowiek jest naszym krewnym, jest jednym z tych, którzy mają względem nas prawo wykupu” (Rt 2, 20). Widzi szansę w prawie wykupu, które obowiązywało w Izraelu, gdzie Booz najbliższy krewny jej zmarłego męża może ich wykupić, czyli się nimi zaopiekować. Przypomnę, że wdowy i cudzoziemcy w tamtych czasach mieli niewiele praw ich sytuacja była trudna.
W Starym Testamencie często Bóg nazywa siebie goelem, czyli najbliższym krewnym swojego ludu. Bóg wiele razy w historii okazywał się wyzwolicielem, wybawicielem, choćby wyprowadzając Naród Wybrany z niewoli egipskiej. Idealnie to wpisuje się w plan zbawienia, który Bóg z miłości przygotował dla nas. Jezus Chrystus Boży Syn przyszedł na świat, aby nas zbawić. Przez Jego mękę, śmierć zostaliśmy odkupieni za nasze grzechy, a zbawienie może być naszym udziałem, gdy będziemy w łączności z Chrystusem Zmartwychwstałym, współpracując z łaską Bożą. Jezus odkupił nas wszystkich, a zbawionym będzie ten, kto zechce skorzystać z Jego oferty. Używając obrazu: odkupienie – to otworzenie przez Jezusa drzwi do nieba, przejście przez nie to nasze zbawienie, które od nas zależy. „Tak bardzo bowiem Bóg umiłował świat, że poświęcił swojego jednorodzonego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, lecz miał życie wieczne” (J 3, 17). Jezus jest Zbawicielem, jest goelem, wybawił nas, wykupił od grzechu, od śmierci. Jezus jest naszym krewnym! Nie ma tu więzów krwi, ale są więzy miłości. Na mocy chrztu jesteśmy krewnymi.
To jest niesamowita sprawa. Bóg jest naszym najbliższym krewnym. Podjął się tego dobrowolnie z bezinteresownej miłości do nas. Jest nam bliższy niż nasi rodzice, niż kochający współmałżonek, niż dzieci. I wcale w tej miłości nie jest zaborczy. Nic nie chce nam zabrać. Życie potwierdzają słowa św. Augustyna: „Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na właściwym”. Bóg jest Twoim najbliższym krewnym, odkupicielem, który stworzył dla Ciebie szanse zbawienia. Wyzwala Cię z grzechu, bo wiesz dobrze, że o własnych siłach tego byś nie dokonał. Bierze Cię w obronę w różnych sytuacjach. Bierzę Cię w obronę przed diabłem, który jest głównym Twoim oskarżycielem. Bóg jest Twoim najbliższym krewnym powód do wielkiej radości.
Niemiecki teolog, ksiądz Gerhard Lohfink w książce „Przeciw banalizacji Jezusa” zauważa, że świat kwestionuje odkupienie i zbawienie, którego dokonał Jezus Chrystus. Formułuje pytania, które stawia świat: Co zmieniła śmierć Jezusa? Czy cokolwiek w świecie zmieniło się na lepsze? Automatycznie za tą negacją idzie negacja Jezusa Chrystusa. Teolog przytacza żydowską anegdotę:
„W domu nauki studenci są niezwykle wzburzeni. Zamiast uczyć się Tory, przekrzykują się. Gdy do pokoju wchodzi rabbi, wołają do niego:
- Mesjasz przyszedł!
Rabbi podchodzi do okna, spogląda na ulicę, wraca, siada za swoją katedrą i zaczyna lekcję tam, gdzie ją ostatnim razem zakończył.
- Co teraz? Co mamy robić? – przerywają studenci.
- Nic nie macie robić. Macie się dalej uczyć! – odpowiada rabbi. – Jakże mógł przyjść Mesjasz, jeśli w świecie nic się nie zmieniło?
Trzeba być zaślepionym, żeby nie dostrzec, co zmieniała w świecie śmierć Jezusa? Co zmieniło chrześcijaństwo? Zarzut jest okazją do rachunku sumienia dla nas wszystkich. Zapytania siebie: Na ile jestem w łączności z Jezusem? Na ile współpracuję z łaską Bożą? Jakie są owoce mojej wiary? Czy inni patrząc na moje życie mogą powiedzieć, że jestem wierzący? Odkupienie świata, którego dokonał Jezus Chrystus realizuje się tu i teraz, w niebie znajdzie swoje wypełnienie. Każdy z nas swoją postawą powinien czynić Królestwo Boże tu na ziemi.
W kroczeniu za Jezusem ważna jest prawda o sobie samym. Dziś jest to o tyle ważne przypomnienie, gdyż prawda została zrelatywizowana, zależna jest od punkty siedzenia i od tego z kim się siedzi. Bez stanięcia w prawdzie, przyznania się do grzechu, nazwania grzechu po imieniu, nie ma nawrócenia, nie ma zbawienia. I druga rzecz. Ważna jest świadomość współpracy z łaską Bożą. Dziś, co raz mocniej dochodzi do głosu przeświadczenie, że jesteśmy samowystarczalni. Wiele rzeczy potrafimy zrobić sami wykorzystując zdobycze cywilizacji. I dobrze, ale w tym wszystkim może zatracić się wymiar wspólnotowy. Nie potrzebujemy innych, sami lepiej wiemy i lepiej to zrobimy. Własna „ja” staje się czymś najważniejszym i ostatecznym. Ważne są moje odczucia, życie w zgodzie z samym sobą, samorealizacja. Za tym wszystkim rodzi się świadomość, że można zbawić się na własną rękę, samozbawienie. Bóg jest nam potrzebne do zbawienia, jesteśmy tylko ludźmi. Potrzebujemy wspólnoty, Kościoła, w którym realizuje się zbawienie, bo w nim jest Jezus Chrystus nasz goel.
Bóg jest naszym najbliższym krewnym. Wobec naszej niewierności jest wierny w swojej miłości. I gdy nam się wydaje, że Boga nie ma, zapomniał o nas On troszczy się i opiekuje. Taki obraz Boga mamy w Księdze Rut.
Życzę Ci bliskich relacji z Bogiem, który jest Twoim najbliższym krewnym.

ks. Sebastian Fajfer

Do początku



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.



Zakochanie [Rt 2, 1-16] (02.11.2020)


(Tu można odsłuchać nagranie wprowadzenia!)

Do początku

Zakochanie

Czytając Biblię należy mieć na uwadze, że nie istnieje tylko sens dosłowny, wyrażony wprost przez ludzi jako natchnionych pisarzy. Katechizm Kościoła Katolickiego podaje, że istnieją dwa sensy Pisma Świętego: sens dosłowny i sens duchowy. W dokumencie „Interpretacja Biblii w Kościele” Papieskiej Komisji Biblijnej z 1993 roku możemy przeczytać, że odkrywanie sensu duchowego jest wtedy, gdy ma się na uwadze trzy poziomy: tekst biblijny, misterium paschalne Chrystusa i okoliczności aktualnego życia w Duchu Świętym. Podam przykład: zabity baranek spożywany przez Żydów w czasie Paschy jest zapowiedzią śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Przedłużeniem sensu dosłownego jest sens duchowy. Nie można oddzielać tych dwóch sensów. Nie można również na siłę doszukiwać się w tekście sensu duchowego, nie każdy tekst posiada sens duchowy. Mogłoby to prowadzić do nadinterpretacji, zobaczenia w tekście jakiejś rzeczywistości, której tam nie ma.
Idąc dalej, Katechizm wyodrębnia w sensie duchowym: sens alegoryczny, moralny i anagogiczny, czyli mistyczny. Przywołuje tutaj klasyczny dwuwiersz, który przedstawia relacje między sensami Pisma: „Sens dosłowny poucza o wydarzeniach, alegoria o tym w, co należy wierzyć, sens moralny mówi, co należy czynić, anagogia – do czego dążyć” (KKK 118). Sens duchowy pozwala mi zobaczyć dalej i szerzej. Sens alegoryczny to szukanie przenośni, odmiennego znaczenia, które jest ukryte w tekście. Czytając, słuchając święty tekst z perspektywy śmierci i zmartwychwstania Chrystusa mogę w nim odnaleźć ukryte znaczenie. Miejsce te nazywamy: znakami, figurami, szkicami, aluzjami, które się wypełniają i składają w całość w osobie Jezusa Chrystusa. Według kameduły Innocenzo Gargano, popularyzatora metody lectio divina, gdy odkryję za literą, świętym tekstem samego Chrystusa, wtedy mogę szukać sensu moralnego, czyli wprowadzać słowo Boże w czyn, co oznacza naśladować Chrystusa. Sens anangogiczny, mistagogiczny to patrzenie na tekst przez pryzmat życia wiecznego. Sens ten pokazuje perspektywę życia wiecznego w niebie.
Użyję przykładu, który pozwoli nam lepiej zrozumieć te wszystkie sensy. Mamy opis wejścia na Kościelec – w moim rankingu najładniejszy szczyt Polskich Tatr. Najpierw w opisie zacznę od rzeczy technicznych: wysokość szczytu, czas wejścia, suma przewyższeń, stopnie trudności – mamy tu do czynienia z sensem dosłownym. W dalszym części opisu użyję metafor, przenośni, aluzji. I tak w wyjściu na szczyt będą widział coś więcej. Kościelec jest tylko figurą zapowiadającą inną rzeczywistość – mamy tu do czynienia z sensem alegorycznym. W trudzie zdobywania wysokości będę widział trud zmagania się z grzechem – sens moralny. A w zdobyciu samego szczytu będę widział osiągnięcia nieba – sens mistyczny. Bo przecież bycie na Kościelcu przy pięknej pogodzie, to tak jak bycie w niebie, przynajmniej dla mnie.
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
Rt 2, 1-16
Noemi miała krewnego ze strony męża, bogatego i wpływowego człowieka z rodziny Elimeleka. Nosił on imię Booz.
Moabitka Rut zwróciła się do Noemi z prośbą: „Pozwól mi pójść na pole i zbierać kłosy za tymi, którzy życzliwie mi na to pozwolą”. „Idź, moja córko!” – zgodziła się Noemi. Wyszła więc Rut i zbierała na polu Booza, który pochodził z tej samej rodziny co Elimelek.
A wtedy właśnie przyszedł Booz z Betlejem i pozdrowił żniwiarzy: „Niech Pan będzie z wami!”. Odpowiedzieli mu: „Niech ci Pan błogosławi!”. Następnie Booz zapytał swego sługę, nadzorcę żniwiarzy: „Do kogo należy ta młoda kobieta?”. Sługa, nadzorca żniwiarzy, odpowiedział: „Ta młoda kobieta jest Moabitką, która przyszła z Noemi z ziemi Moabu. Prosiła: «Niech wolno mi będzie szukać kłosów i zbierać je za żniwiarzami». Przyszła i zbiera od rana aż do tej pory. W domu odpoczywa krótko”.
Wtedy Booz zwrócił się do Rut: „Posłuchaj moja córko! Nie odchodź stąd i nie zbieraj kłosów na innym polu, ale pozostań z moimi służącymi. Spójrz na pole, na którym pracują żniwiarze! Idź za nimi, bo poleciłem sługom, aby ci nie przeszkadzali. Kiedy będziesz miała pragnienie, możesz pić z naczyń, którymi czerpią słudzy”. W tedy Rut upadła na twarz, kłaniają się mu do ziemi. I zawołała: „Dlaczego jesteś dla mnie tak życzliwy i zainteresowałeś się mną, chociaż jestem cudzoziemką?”. Odpowiedział jej Booz: „Dowiedziałem się o wszystkim, co uczyniłaś twojej teściowej po śmierci twego męża: jak opuściłaś ojca i matkę, i swoją ojczystą ziemię, a przyszłaś do narodu, którego przedtem nie znałaś. Niech Pan ci wynagrodzi ten czyn! Obyś otrzymała wielką nagrodę od Pana, Boga Izraela, pod którego skrzydła przyszłaś się schronić”. Ona odpowiedziała: „Okazałeś mi życzliwość, panie mój, bo pocieszyłeś mnie i przemówiłeś z dobrocią do swojej służebnicy, podczas gdy ja nie jestem równa nawet jednej z twoich służących”.
Potem w czasie posiłku Booz zwrócił się do niej: „Podejdź tu i zjedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce”. Usiadła więc koło żniwiarzy, a on dał jej prażonych ziaren. Jadła je, a gdy się nasyciła, zatrzymała resztę. Następnie wstała, aby dalej zbierać kłosy. Wtedy Booz polecił swoim sługom: „Niech zbiera kłosy również między snopami, a wy jej nie zawstydzajcie. Co więcej, wyciągajcie dla niej kłosy ze snopków i pozostawiajcie, żeby je mogła zbierać. I nie dokuczajcie jej” (Rt 2, 1-16).


Noemi z Rut są w Betlejem w „domu chleba” w czasie żniw jęczmienia. Wszystko powoli zaczyna się odwracać. Noemi nie widzi jeszcze w przyjaźni Rut interwencji samego Boga. Wiele w niej żalu, rozgoryczenia. Mimo wszystko nie oskarża Boga, nie obraża się, nie zrywa relacji. Z Bogiem jest bardzo szczera, mówi o swoich uczuciach. Nie pozwala się już nazywać Noemi, przypomnę, że imię to oznacza: „moja słodycz”, ale chce, żeby ją nazywano Gorzka (Rt 1, 20). A słowo: „gorzka” pochodzi z hebrajskiego i znaczy: „Mara”. Pismo Święte wydane z inicjatywy Towarzystwa Świętego Pawła w komentarzu odsyła nas w tym momencie do księgi Wyjścia (Wj 15, 23). Wskazany fragment opisuje historię, w której Żydzi zmierzając przez pustynie do Ziemi Obiecanej docierają do miejscowości, w której jest woda, ale jest ona gorzka, niezdatna do picia, dlatego nazwali te miejscowość - Mara. Mojżesz na polecenie Boga wrzuca kawałek drewna do wody, na skutek czego woda staje się słodka. Możemy w tym fragmencie odczytać sens duchowy, możemy tutaj zobaczyć zapowiedź krzyża Jezusa Chrystusa. Krzyż, który się przyjmie, zaakceptuje ma moc przemieniać to co gorzkie, trudne do uniesienia w słodkie. Przywraca nadzieje, słodycz życia. Wszystko powoli zaczyna się odwracać. Rut chce zatroszczyć się o swoją teściową. Nie przeszkadza jej podjęcie pracy ubogiego. Udaje się na pole, aby zbierać kłosy. Widzimy wielką dobroć i pokorę Rut.
Tu w tym miejscu słowo wyjaśnienia. Prawo w Izraelu służy ochronie tego, co jest słabe. Troszczyło się o biednych, pozbawionych środków do życia. Biedni mieli prawo zbierać kłosy zboża pozostawione na polach, jak i resztki oliwek i winogron (Pwt 24, 19-22). Kto wychowywał się na wsi albo przyjeżdżał do rodziny, łatwo może sobie odtworzyć scenę żniw. W czasach, gdy nie było kombajnów zboże koszono maszyną albo pozostawała kosa. Następnie zboże zbierano i wiązano w snopki. Jako dziecko podawałem starszym parę zbóż, z których robiło się „skrętkę”, którą wiązało się zboże w snopki. Snopki układało się w „mondele”, które zostały zwożone do stodoły, gdzie odbywała się „młócka”. Nawet, gdy ta praca była wykonana bardzo dokładnie, część kłosów pozostawało na ściernisku. Była to bardzo ciężka praca, wykonywana w upalne dni. Za czasów Rut praca ta była jeszcze trudniejsza, gdyż wykonywano jej sierpami.
Nasza bohaterka udaje się na pole zbierać kłosy za żniwiarzami, a przypadkiem tak się stało, że było to pole Booza, który był z rodu Elimeleka. Przypadek? Rut, cudzoziemka nie wiedziała, kim jest Booz. Tym bardziej nie wiedziała, które pole do niego należy. Mogła przecież wybrać inne. Jednak w życiu nie ma przypadków. Przypadek – to drugie imię Boga, który czuwa nad nami i się opiekuję. Zobacz na historię swojego życia i poszukaj „przypadków” – tych momentów, w których Bóg z wielką dyskrecją reagował, opiekował się, wskazywał właściwe rozwiązania. I akurat w tym momencie na scenie pojawia się Booz. Wiemy już, że imiona bohaterów Księgi Rut nie są przypadkowe. Imię Booz oznacza: „w nim jest moc”. W nim objawia się moc samego Boga. Autor używaj tutaj takiego sformułowania: „A wtedy właśnie”, które podkreśla, że dokonuje się rzecz niecodzienna i wynika ona z działania Bożej opatrzności.
Od razu można zauważyć, że pojawia się sympatia pomiędzy Rut i Boozem, można wyczuć „chemię” jaka zapanowała pomiędzy nimi. Booz właściciel pola przychodzi sprawdzić pracę swoich sług. Dostrzega Rut, spośród wielu osób. Wiadomo może jej nie znać jest cudzoziemką, ale nie ciekawość sprawiła, że się nią zainteresował, ale jej piękny wygląd. Tak działa mężczyzna, zobaczy piękną kobietę i wypytuje się o nią. Tak działa kulturalny mężczyzna. Właściciel pola wypytuje swojego nadzorcę o Rut: „Do kogo należy ta młoda kobieta?”. Na Bliskim Wschodzie kobieta była własnością mężczyzny: ojca, męża, pana. Stąd takie pytanie. Nadzorca przedstawia historię Rut oraz podkreśla jej pracowitość. Ta historia wzruszyła serce Booza, a szczególnie fakt, że jako cudzoziemka zaopiekowała się swoją teściową. Booz zauważa w Rut serce pełne miłości. Rut swoją osobą, wyglądem, pracą przykuwa uwagę mężczyzny. Miłość rodzi miłość, życzliwość rodzi życzliwość. Dobro zawsze wraca. Łańcuszek dobra rozpoczęła Rut i dobro do niej wróciło.
Jest taki ładny film pt: „Podaj dalej”, którego bohaterem jest dwunastoletni Trevor. Na lekcji geografii nauczyciel swoim uczniom zadaje specyficzne zadanie domowe. Mają znaleźć sposób, aby zmienić świat na lepsze. Trevor wpada na pomysł pomocy innym przez dobre uczynki, którego jest inicjatorem. Nazywa go „Podaj dalej”. W założeniach jest bardzo prosty, osoba wybiera sobie trzy osoby, którym chcę pomóc. Osoby te po okazanej pomocy zobowiązane są do pomocy kolejnym trzem osobom. I tak łańcuszek dobra się powiększa. Dobro rodzi dobro. Miłość rodzi miłość. Nie zniechęcajmy się w czynieniu dobra. Czyńmy dobro, nawet gdy nam się wydaje, że to nie ma sensu. Dobro rodzi dobro. Miłość rodzi miłość. Booz z życzliwość patrzy na Rut. Potwierdzeniem tego są gesty: przychodź odtąd na moje pole, jeśli jesteś spragniona pij z moim sługami, wspólny posiłek, sługom nie wolno jej dokuczać, a nawet mają specjalnie dla niej zostawiać kłosy zboża. Musiała Rut zaimponować, zafascynować, zauroczyć Booza. Do miłości potrzeba dwojga. Rut nie pozostaje obojętna na gesty ze strony mężczyzny. Ona również darzy życzliwością Booza. Można by powiedzieć, że miłość od pierwszego wejrzenia. Skoro w Boozie objawia się moc samego Boga. Możemy siebie zapytać: Jak wygląda moja relacja z Bogiem? Jest ona pełna namiętności, czy raczej są ciche dni?
W zbieraniu przez Rut kłosów zboża może jeszcze zobaczyć coś więcej. Sens duchowy pozwala nam w tej czynności zobaczyć zbieranie słowa Bożego. Znamy przypowieść z Nowego Testamentu o siewcy, gdzie Jezus porównuje słowo Boże do ziarna. Benedyktynka Anna Canopi tak widzi ten fragment: „Rut, choć nie jest tego świadoma, dokonuje zbioru na polu, jakim są pisma święte i tam znajduje prawdziwą pszenicę, Słowo życia; tam znajduje płodność, swe prawdziwe potomstwo, tam znajduje Chrystusa”. To jest dla nas zachęta, abyśmy zbierali słowo Boże, trawili je i się z nim konfrontowali. Zbierając słowo Boże patrzmy na Rut na jej pracowitość, systematyczność, od wczesnego rana do wieczora. Nie narzekała, pełna pokory zbierała ziarno. A gdy tak zbierała została znaleziona przez tego, który odmienił jej życie.
Życzę, aby słowo Boże rozkochiwało Cię w Bogu.

ks. Sebastian Fajfer

Do początku



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.



Przyjaźń [Rt 1, 6-22] (05.10.2020)


(Tu można odsłuchać nagranie wprowadzenia!)

Do początku

Przyjaźń

Ojciec Kościoła Orygenes żyjący na przełomie II i III wieku, tak zwraca się do swojego ucznia Grzegorza Cudotwórcy: „Najważniejszym środkiem do zrozumienia słów Bożych jest modlitwa”. Mistrz dobrze wiedział, co mówi, sam tą radę stosował w swoim życiu. Czego dowodem są liczne komentarze do poszczególnych ksiąg Pisma świętego, które niestety w okrojonej liczbie zachowały się do naszych czasów. Modlitwa pomaga nam zrozumieć słowo Boże. Po wprowadzeniu do tekstu zostajemy na pół godziny w ciszy przed Najświętszym Sakramentem przechodząc przez poszczególne elementy metody lectio divina: lectio, meditatio, oratio, kontemplatio. W Ruchu Światło-Życie jedną z podstawowych praktyk jest osobista modlitwa słowem Bożym zwana „namiotem spotkania”. Nazwa tej modlitwy została zaczerpnięta z Księgi Wyjścia (Wj 33, 7-14). Pośród namiotów rozbitych na pustyni przez naród wybrany idący do Ziemi Obiecanej Mojżesz rozbił osobny namiot, w którym każdy mógł spotkać się na modlitwie z Bogiem. Mojżesz będąc w namiocie rozmawiał z Bogiem „twarzą w twarz” jak rozmawia przyjaciel z przyjacielem. Mamy niesamowitą okazję z perspektywy wiary oglądać Boga „twarzą w twarz” w Najświętszym Sakramencie i rozmawiać z Nim jak przyjaciel z przyjacielem. Modlitwa i przyjaźń z Bogiem pomagają nam zrozumieć słowo Boże.
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
Rt 1, 6-22
Gdy (Noemi) usłyszała w ziemi Moabu, że Pan zlitował się nad swoim ludem i dał mu chleb, postanowiła opuścić kraj Moabu razem z synowymi. Wyruszyła więc z miejscowości, w której mieszkała z dwiema synowymi. A one razem z nią wybrały się w drogę powrotną do ziemi Judy. Wtedy rzekła Noemi do obu swych synowych: „Idźcie, niech każda wróci do domu swej matki! A Bóg niech obdarzy was łaską, tak jak wy nią darzyłyście waszych zmarłych mężów i mnie. Niech Pan sprawi, aby każda z was znalazła wytchnienie u boku swojego męża”. Następnie ucałowała je, a one wybuchnęły głośnym płaczem i powiedziały: „Wrócimy z tobą do twego narodu”. Na to Noemi odpowiedziała: „Zawracajcie, moje córki! Dlaczego chcecie iść ze mną? Czy jeszcze pocznę synów, którzy będą waszymi mężami? Zawróćcie, moje córki i odejdźcie, bo jestem zbyt stara, aby wyjść za mąż. A nawet gdybym powiedziała: mam jeszcze nadzieję, to choćbym tej nocy była z mężem i urodziła synów, czy czekałybyście, aż staną się dorośli? Czy żyłybyście tak długo bez męża? Nie moje córki! Jestem bardziej nieszczęśliwa niż wy, bo Pan dotknął mnie nieszczęściem”. I znowu zaczęły głośno płakać. Potem Orpa ucałowała swoją teściową i odeszła, ale Rut pozostała przy niej.
Wtedy Noemi powiedziała: „Spójrz, twoja szwagierka wróciła do swego narodu i do swoich bogów. Ty też wracaj za nią!”. Rut jednak odpowiedziała: „Nie nalegaj, abym cię opuściła i odeszła od ciebie, gdyż dokądkolwiek pójdziesz, tam i ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam i ja zamieszkam, twój naród stanie się moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz, tam i ja umrę i tam będę pogrzebana. Niech mnie Pan ciężko ukarze, jeśli nie zostanę z tobą do śmierci”. Gdy Noemi spostrzegła, że Rut uparła się, aby z nią iść, przestała nalegać i zamilkła.
Wyruszyły więc obie i doszły aż do Betlejem. A gdy dotarły do Betlejem, całe miasto ogarnęło ogromne poruszenie z ich powodu. Pytano: „Czyż to nie Noemi?”. Ona zaś powiedziała: „Nie nazywajcie mnie więcej Noemi. Nazwijcie mnie raczej Gorzka, bo Wszechmogący napełnił mnie wielką goryczą. Wyszłam bogata, a Pan każe mi wracać z niczym. Czemu nazywacie mnie Noemi, skoro Pan zwrócił się przeciwko mnie i Wszechmogący uczynił mnie nieszczęśliwą?”.
Tak więc wróciła Noemi, a z nią jej synowa, Moabitka Rut, która przybyła z ziemi Moabu. Przyszły do Betlejem na początku żniw jęczmienia (Rt 1, 6-22).


Bóg nigdy nie zostawia nas samych. Na scenie życia została Noemi wraz z swoimi synowymi: Rut i Orpą. Trzy kobiety doświadczone cierpieniem, utratą swoich bliskich. Przyglądając się ich historii jest nam ich po prostu żal. Łączymy się z bohaterkami, bo sami doświadczamy trudności, cierpienia, utraty najbliższych. Księga Rut jest nam bliska, ciągle aktualna, ta historia nieustannie się dzieje. I wydawałoby się, że Boga w tym wszystkim nie ma, tak jakby Go to nie interesowało, nie obchodziło.
Jest takie znane opowiadanie: „Ślady na piasku”. „We śnie szedłem brzegiem morza z Jezusem oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mojego życia. Po każdym z minionych dni zostawały na piasku dwa ślady mój i Jezusa. Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad odciśnięty w najcięższych dniach mego życia. I rzekłem: „Panie postanowiłem iść zawsze z Tobą, przyrzekłeś być zawsze ze mną; czemu zatem zostawiłeś mnie samego wtedy, gdy mi było tak ciężko? Odrzekł Pan: „Wiesz synu, że Cię kocham i nigdy Cię nie opuściłem. W te dni, gdy widziałeś jeden tylko ślad ja niosłem Ciebie na moich ramionach”. Bóg nigdy nie zostawia nas samych. Na drodze Noemi Bóg postawił Rut. Przyjaźń tych dwóch kobiet przyniesie wiele zmian w życiu Noemi i Rut.
Noemi, gdy usłyszała, że sytuacja w Betlejem się poprawiła i nie mając żadnych perspektyw postanawia wrócić w rodzinne strony. Pomiędzy Noemi a synowymi panują dobre relacje, skoro Rut i Orpa podjęły decyzje pójścia z teściową. Przykład idealnej teściowej i idealnych synowych. Kobiety były dla siebie wsparciem i umocnieniem w trudnych chwilach choćby po stracie mężów, ale również w sytuacji, kiedy Rut i Orpa nie mogły mieć dzieci, ogromny ból dla kobiety. Ból potęgował fakt, że w kulturze semickiej za brak dzieci była odpowiedzialna kobieta.
Noemi bardzo nalega, aby synowe wróciły do swoich domów i ułożyły na nowo sobie życie. Orpa wraca – przypomnę znaczenie jej imienia: „ta, która pokazuje kark”, Rut pozostaje z Noemi. To nie jest taka oczywista decyzja ze strony Rut. Życie rozwiązało ich relacje, nic ich już nie łączyło, każda z nich mogłaby pójść w swoja stronę. Widać tutaj przyjaźń pomiędzy kobietami pomimo tego, że wiele ich różni: wiek, pochodzenie, religia. Przypomnę, że imię Rut znaczy: „przyjaciółka”. Rut składa piękną deklarację Noemi: „dokądkolwiek pójdziesz, tam i ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam i ja zamieszkam, twój naród stanie się moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem” (Rt 1 16-17).
Anna Maria Canopi, włoska benedyktynka w książce „Księga Rut. Zaufać Bożej Opatrzności”, przytacza fragment żydowskiego Talmudu, który opisuje dialog pomiędzy Rut a Noemi. Dialog ten może posłużyć przyszłym małżonkom, kapłanom, siostrom i braciom zakonnym.
„Wówczas Noemi zrozumiała, że Rut już podjęła decyzje pójścia wraz z nią i jej nie zmieni. Powiedziała Noemi:
– Mamy pewne ograniczenia, których należy przestrzegać w dni szabatu.
Rut odpowiedziała:
– Dokądkolwiek pójdziesz ty, pójdę i ja.
– Relacje mężczyzn i kobiet podlegają ograniczeniom.
– Gdzie będziesz spać ty, spać będę i ja.
– Podlegamy sześciuset trzynastu przykazaniom.
– Twój lud będzie moim ludem.
– Idolatria jest u nas zakazana.
– Twój Bóg będzie moim Bogiem.
– Mamy sąd, który może cię skazać na śmierć na cztery sposoby.
– Gdzie ty umrzesz, umrę także i ja.
– Ten sąd może decydować o tym, na którym cmentarzu będziesz pochowana.
– Tam chcę być pochowana.
Wówczas Noemi zrozumiała, że Rut już podjęła decyzję”.
Przyjaźń dwóch kobiet może być dla nas przykładem. Ja mogę być dla kogoś tak jak Noemi osobą, która przez przyjaźń podprowadzi do Boga. Przyjaźń, dobre relacje mogą otworzyć drzwi do Boga. Moja postawa, zachowanie w te dobre jak i złe dni staje się okazją do ewangelizacji. W relacji Noemi z Rut przyjaźń była na pierwszym miejscu, dopiero z niej otworzyła się przestrzeń dla Rut, w której poznała Boga. Ja mogę być również dla kogoś tak jak Rut przyjacielem, który pomoże w trudnym momencie. Dziękujmy za tych ludzi, którzy są dla nas przyjaciółmi, są wsparciem i pomocą.
Noemi w przyjaźni z Rut nie widzi jeszcze interwencji samego Boga. Dużo w niej jeszcze smutku i żalu. W tym wszystkim jednak nie oskarża Boga, nie obwinia Go za pasmo nieszczęść, które ją spotkało. Pełna rozgoryczenia wraca do Betlejem. Autor zwraca uwagę na ciekawą rzecz. Noemi mówi o sobie, że wyszła z Betlejem „bogata”, a wróciła „z niczym”. Bogata – pełna planów, zabezpieczona materialnie. Tymczasem wraca z niczym – pusta, bez żadnych perspektyw, bez żadnego zabezpieczenia. Pamiętamy, że Noemi z Elimelekiem nie zaufali Bogu w czasie próby, szukali rozwiązania na własną rękę. Bóg ogałaca Neomi z własnych pragnień, zabezpieczeń, bo chce ją napełnić prawdziwym bogactwem. Możesz siebie zapytać: Czym jesteś napełniony? Czy w tym, co posiadasz jest Bóg, któremu ufasz? Każdemu z nas potrzebne jest takie ogołocenie, aby uświadomić sobie, co w życiu jest najważniejsze. Święty Augustyn w jednej ze swych homilii, tak mówi: „Załóż, że Bóg chce cię napełnić miodem. Jeśli jednak ty jesteś pełen octu, gdzie zmieścisz miód?”. Noemi nie zauważa bogactwa jakim jest przyjaźń ze strony Rut. Smutek żal, przysłania rozwiązania, które daje Bóg. Nie raz w naszym życiu będąc w trudnej czy dramatycznej sytuacji nie dostrzegamy Boga. Pełno w nas może pretensji, żalu, a nawet oskarżamy samego Boga. A On nigdy nas nie zostawia. „Wiesz synu, że Cię kocham i nigdy Cię nie opuściłem. W te dni, gdy widziałeś jeden tylko ślad ja niosłem Ciebie na moich ramionach”. Bóg zamyka drzwi i otwiera okno, zawsze znajdzie rozwiązanie.
Życzę Ci przyjaźni! Niech słowo Boże napełnia Cię prawdziwym bogactwem.

ks. Sebastian Fajfer

Do początku



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.



Czas próby [Rt 1, 1-5] (07.09.2020)


(tu można odsłuchać nagranie [przepraszamy, ale mieliśmy trudności techniczne w nadawaniu na żywo!])

Do początku

Czas próby

Ruszamy z kolejnym sezonem Lectio divina. Wielka radość to dla mnie, że Słowo Boże jest czytane. Sprawdzają się słowa św. Grzegorz Wielkiego: „Pismo Święte rośnie wraz z czytającym”. Im więcej i bardziej czytamy Pismo Święte to wzrastamy, a gdy wzrastamy, to bardziej rozumiemy i odkrywamy święty tekst. To widać i słychać czego dowodem jesteście Wy, którzy przychodzicie posłuchać samego Boga. W tym roku naszą bohaterką będzie Rut. Po czterech latach spotkań z mężczyzną św. Piotrem przyszedł czas na kobietę. I to jest zmiana, z której cieszą się kobiety, a zapewne intryguje mężczyzn.
Dlaczego taki wybór? Rut jest bohaterką księgi Starego Testamentu zatytułowanej jej imieniem. Żydzi w swojej Biblii umieścili tę księgę w grupie Pism, po hebrajsku nazywanych Ketuwim razem z księgami: Pieśń nad Pieśniami, Estery, Koheleta i Lamentacji Jeremiasza. To właśnie te księgi czytano w czasie najważniejszych świąt. Czytano je ze świadomością, że historia opisana w tych księgach nie zakończyła się, ale ciągle się dzieje, ciągle jest aktualna. Księga Rut jest czytana w Pięćdziesiątnice, czyli Święto Tygodni – jedno z trzech najważniejszych świąt żydowskich. I dokładnie w czasie tego święta żydowskiego nastąpiło Zesłanie Ducha Świętego. Arcybiskup Grzegorz Ryś pisze, że dla Żydów ten dzień był świętem czytania Słowa Bożego: „W domach żydowskich każda rodzina przygotowuje sobie dobry posiłek, tata stawia wino … Siadają sobie przy tym winie, zapalają światło, otwierają Księgę Rut i czytają – całą noc. Medytują”. Święto czytania Słowa Bożego chciałbym, aby Lectio divina było takim świętem, pierwszym wyborem w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca. Pragnę, abyś w domu czytał Słowo Boże. Zachęcam do zrobienia sobie takiej „nocy Pięćdziesiątnicy”. Miejmy taką tęsknotę za usłyszeniem Boga. Św. Jan od Krzyża powie: „Tyle oczekujemy, ile pragniemy i tyle otrzymujemy od Boga, ile pragniemy”.
I po drugie. Rut jest naszą krewną. Imię Rut pojawia się w rodowodzie Pana Jezusa w redakcji św. Mateusza. Obed syn Rut i Booza był ojcem Jessego, a Jesse był ojcem króla Dawida. Idąc tak dalej dochodzimy do Jezusa. Rut zatem była prababką Dawida. Rut jest i naszą krewną, gdyż przez chrzest i wypełnianie woli Bożej należymy do rodziny Chrystusa. To jest ciekawe, że w systemie patriarchalnym, w rodowodzie Jezusa są umieszczone cztery kobiety. Mało tego jedna z nich Rut nasza bohaterka pochodziła z Moabu, krainy pogańskiej, pogardzanej przez Żydów. Jestem o tym przekonany, że tak jak Piotr stał się nam bliski, tak samo będzie i z Rut. Poznając jej historię coraz bardziej będziemy się z nią utożsamiać. Może jesteś teraz w takim miejscu na drodze wiary, gdzie wszystko się rozsypuje, przeżywasz trudności, problemy, nie radzisz sobie z grzechem. I gdy mówię, że należymy do rodziny Chrystusa, to z całą pewnością stwierdzasz: - to nie o mnie. Już dawno sam wyciąłeś się ze wspólnego zdjęcia rodzinnego. I może właśnie Rut, obca, spoza narodu wybranego, która odkryła Jedynego Boga i uwierzyła w Niego, stanie się dla Ciebie bliska.
Na koniec parę informacji o księdze. Trudno precyzyjnie wskazać czas powstania dzieła. Wiele wskazuje na to, że Księga Rut została zredagowana po powrocie z przesiedlenia babilońskiego, a więc po roku 538 przed Chrystusem. Wcześniej przekazywana była ustnie z pokolenia na pokolenia. Uznawana jest za „perłę literatury hebrajskiej”.
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
Rt 1, 1-5
Zdarzyło się, że gdy rządy w Izraelu sprawowali sędziowie, w kraju nastał głód. Z Betlejem leżącego w Judzie wyruszył więc pewien człowiek wraz ze swoją żoną i dwoma synami, aby zamieszkać w ziemi Moabu. Nazywał się ten człowiek Elimelek, a jego żona – Noemi, a synowie – Machlon i Kilion. Będąc Efratejczykami z Betlejem judzkiego, przybyli na bogate w pastwiska ziemie Moabu i tam się osiedlili. Elimelek, mąż Noemi umarł, a ona pozostała na obczyźnie z dwoma synami. Obaj wzięli za żony Moabitki. Pierwsza nazywała się Orpa, zaś druga – Rut. Mieszkali tam około dziesięciu lat. Wtedy to obaj zmarli, zarówno Machlon, jak i Kilion. Noemi pozostała więc sama, nie mając ani dzieci, ani męża.

Historia Rut rozpoczyna się w Betlejem, a więc w mieście, w którym przyszedł na świat Zbawiciel. Ważne jest abyśmy czytali Stary Testament zgodnie z zasadą, którą nam zostawił św. Augustyn: „Nowy Testament jest ukryty w Starym, a Stary znajduje wyjaśnienie w Nowym”. Autor precyzuje czas – pod koniec okresu sędziów. Zatem między rokiem 1200 a 1050 przed Chrystusem. Królowanie Dawida przypadnie około 1000 roku. W czasie, kiedy dzieje się historia Rut, naród żydowski nie miał jeszcze króla, a rządy sprawowali sędziowie. Był to trudny czas dla narodu wybranego, czas walki w obronie swoich granic. W tym czasie w kraju panował głód. Ksiądz Piotr Ślęczka w swojej książce: „Rut. Przyjaźń drogą do Boga” przywołuje komentarz z XI wieku Hrabana Maura biskupa Moguncji, nazywanego „Nauczycielem Niemiec”. Biskup zwraca uwagę na słowo „głód” i zauważa, że „głód Słowa Bożego motywuje nas do poznania samej księgi”. Można dodać jeszcze o głodzie usłyszenia Boga. Znamy te słowa Jezusa: „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale tym wszystkim, co pochodzi z ust Boga” (Mt 4, 4). Zapytaj siebie: Czy masz w sobie głód Słowa Bożego? Czy był już kiedyś zaspokojony? Tylko głodny może być nakarmiony – odczucie głodu jest więc dobrym punktem wyjścia w modlitwie Słowem Bożym. Zaraz na początku autor również przedstawia nam prawie wszystkich bohaterów. Imiona bohaterów są symboliczne i pełne treści, pokazują, że historia dzieje się ciągle. Bóg działa dzisiaj. Nie wczoraj albo może jutro – dzisiaj. I to jest szansa, że na modlitwie z moją historią mogę się spotkać z Bogiem, który działa tu i teraz. I tak imię Elimelek znaczy: „mój Pan jest królem”; imię jego żony Noemi znaczy: „moja słodycz”. Synowie: Machlon – „choroba”, Kilion – „zagłada”. Ich żony: Rut – „przyjaciółka”, Orpa – „uparta; ta, która pokazuje kark”. Abp. Grzegorz Ryś w książce: „Rut Moabitka” przypomina nam o znaczeniu naszych imion z chrztu czy bierzmowania. Przypomnij sobie, co one znaczą. Jednocześnie podkreśla, że każdy nosi imię christianoi, czyli „Chrystusowi”, chrześcijanie – imię, które zobowiązuje.
Elimelek stoi przed ważną decyzją. W Betlejem panuje głód. Zostać czy szukać innego rozwiązania. Od razu słyszymy zamierzony przez autora kontrast. Betlejem znaczy „dom chleba”. Ziemia obiecana dla Żyda była ziemią upragnioną, pobłogosławioną przez Boga, który obiecał, że nie zabraknie na niej żywności. Elimelek, którego imię przypomnę znaczy: „mój Pan jest królem” przeżywa czas próby w moc Boga. Przecież Bóg obiecał i się nie spełnia. Zaufać Bogu, który jest moim Panem i królem czy wziąć sprawy w swoje ręce. Przyznacie, że taka próba, a nawet pokusa często jest obecna w naszym życiu. Począwszy od małych rzeczy, gdy wszystko kurczowo trzymamy w swoich rękach i pędzimy, myśląc, że wszystko od nas zależy, aż po rzeczy duże i gdy one nas zatrzymują pojawia się problem. Czas próby jak to wszystko pogodzić z Bogiem. Każdy z nas przechodził taki czas próby, a może teraz się z nim zmaga. Czas próby jest nam potrzebny, uczy nas zaufania Bogu. Elimelek opuszcza Betlejem – dom chleba i udaje się za chlebem do Moabu. Kraina ta była znienawidzona przez żydów. Chodzi zarówno o zaszłości historyczne: król Moabu nie pozwolił przejść przez swoją ziemię izraelitom zmierzającym z Egiptu do ziemie obiecanej, jak i religijne: był to kraj pogański, gdzie panowało wielu bogów. Elimelek, którego imię przypomnę jeszcze raz znaczy: „mój Pan jest królem” powinien zaufać Bogu, swojemu Panu, którego uznaje za króla i cierpliwie czekać, aż dom chleba znowu napełni się chlebem. Swoją decyzją Elimelek zaprzeczył, że Bóg jest dla niego królem. Zobacz w swojej historii te momenty, w których zaprzeczyłeś swemu powołaniu, a przecież już wiemy choćby z 1 Listu św. Piotra, że jesteśmy wybrani. Zobacz te momenty, w których zaprzeczasz naszemu wspólnemu imieniu chrześcijanin.
Czas próby trwa. Dla rodziny Elimeleka wydarzenia w Ziemi Moabu układają się w pasmo kolejnych nieszczęść. Elimelek wkrótce umiera, Noemi zostaje sama z synami w obcym dla siebie kraju. Już wydaje się, że wszystko wraca do normy, gdy synowie żenią się z Moabitkami: i tu pojawia się nasza bohaterka Rut i Orpa. Nie ma to jednak żadnej przyszłości, symboliczne imiona synów nam o tym przypominają: Machlon – „choroba”, Kilion – „zagłada”. Po dziesięciu latach: Machlon i Kilion umierają bezdzietnie. Na scenie pozostaje Noemi z dwiema synowymi: Rut i Oprą. Noemi przeżywała dramat, straciła męża jako matka pochowała swoje synów, pozostaje sama w obcej krainie. Ten dramat najlepiej oddają słowa Noemi wypowiedziane w późniejszym fragmencie księgi: Nie nazywajcie mnie Noemi (przypomnę, że to imię oznacza: „moja słodycz”). Nazywajcie mnie raczej Gorzka, bo Wszechmogący napełnił mnie wszelką goryczą (Rt 1, 20). I wydawałoby się, że w tym dramacie, czasie próby nie ma Boga. Nic bardziej mylnego!
Życzę Ci, abyś dziś czytając Słowo Boże i w czasie próby doświadczył Boga, który nigdy nie zostawia nas samych!

ks. Sebastian Fajfer

Do początku



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.



Spis treści - SEZON 2019/2020

Do początku

Ukazała się książka: „Wybrani i obcy”, autorstwa ks. Sebastiana, która jest zapisem wprowadzeń Lectio divina do 1 Listu św. Piotra z sezonu 2019/2020. Wszyscy zainteresowani tą niezwykle wartościową publikacją mogą ją nabyć w zakrystii (cena 15 zł).
   


Do początku

Spis treści - SEZON 2019/2020 (wystarczy kliknąć i od razu przejść do danego miejsca w artykule - rozważania!):
Świadomość wybrania [Dz 15, 1-12] (30.03.) ||
Dojrzały Piotr [J 21, 15-19] (6.04.) ||
Wybrani i obcy [1P 1,1-2] (20.04.) ||
Godność chrześcijanina [1P 1,3-8] (27.04.) ||
Jakość życia [1P 1,13-25] (4.05.) ||
Czynienie dobra [1P 2,11-17] (11.05.) ||
Duma [1P 2,4-10] (18.05.) ||
Cierpienie [1P 2,18-25] (25.05.) ||
Kościół domem [1P 3,1-7] (01.06.) ||
Nadzieja [1P 3,13-16] (08.06.) ||
Braterstwo [1P 4,7-11] (15.06.) ||
Życie [1P 5,5b-11] (22.06.) ||

Życie [1P 5,5b-11] (22.06.)

Do początku


Życie

Święty Ambroży był na zachodzie jednym z czterech doktorów Kościoła. Pochodził z rodziny chrześcijańskiej, był urzędnikiem państwowym. Został wybrany na biskupa Mediolanu przez lud, nie będąc wcześniej duchownym. W ekspresowym tempie, w niecałe dwa tygodnie, przyjął sakramenty od chrztu do sakry biskupiej. Był to wybitny kaznodzieja, miłośnik Pisma Świętego. Dzięki swoim kazaniom przyczynił się do nawrócenia świętego Augustyna. Tak pisał o roli Słowa Bożego dla duszy: „Słowo jest sednem życia naszej duszy; ono ją żywi, karmi i kieruje nią, żadna inna rzecz nie da życia ludzkiej duszy, tylko słowo Boże”. Słowo Boże jest pokarmem dla naszej duszy.
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
1 P 5, 5b-11
Napomnienia końcowe
Wszyscy zaś wobec siebie wzajemnie przyobleczcie się w pokorę, Bóg bowiem pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje. 6 Upokórzcie się więc pod mocną ręką Boga, aby was wywyższył w stosownej chwili. 7 Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego3, gdyż Jemu zależy na was. 8 Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. 9 Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu! Wiecie, że te same cierpienia ponoszą wasi bracia na świecie. 10 A Bóg wszelkiej łaski, Ten, który was powołał do wiecznej swojej chwały w Chrystusie, gdy trochę pocierpicie, sam was udoskonali, utwierdzi, umocni i ugruntuje. 11 Jemu chwała i moc na wieki wieków! Amen.


Miłość braterska jest mostem łączącym poprzedni tekst z dzisiejszym, który wybrałem. Pokora jest niezbędna do zachowania właściwej atmosfery we wspólnocie braterskiej. Powstrzymuje przed dominacją i wywyższaniem się nad innymi, chroni dobre relacje we wspólnocie oparte na wzajemnej miłości. Dla naszego bliźniaka pokora przede wszystkim jest podstawą dobrych relacji z Bogiem. Bóg pysznym się sprzeciwia, a dla pokornych jest łaskawy. I tu nawet nie chodzi o jakiś wymiar „interesu” z Bogiem: opłaci się być pokornym. Chodzi o coś więcej. Pokora to prawda o sobie samym. To przyznanie się do swoich ograniczeń, błędów, to zaufanie Bogu, otwarcie się na Jego łaskę, której potrzebuję. Pokora to podstawa dobrych relacji z Bogiem. Autor użył tutaj obrazu Boga ze Starego Testamentu jako potężnego wojownika, który skutecznie walczy w obronie swojego ludu. Potężna ręka Boga podkreśla potęgę, moc Bożą, pokazuje, że Bóg wszystkim kieruje i ma wszystko w swoich rękach. Kolejny już raz Piotr podnosi na duchu swoich adresatów.
Życie to walka, a przeciwnikiem jest diabeł. Ten kto prowadzi życie duchowe wie dobrze jak groźny jest to przeciwnik. W „Liturgii Godzin”, popularnym brewiarzu w komplecie, modlitwie na zakończenie dnia we wtorek jest umieszczony nieco krótszy fragment tekstu, który dzisiaj rozważamy. Wszyscy którzy korzystają z tej modlitwy uświadamiają sobie przed pójściem spać, że przez cały dzień toczyli walkę z diabłem. Dlatego nasz bliźniak mobilizuje do czujności i gotowości. Dosłownie chodzi o czuwanie w nocy, aby pilnować i zabezpieczyć się przed wrogiem. Diabeł jest porównany do lwa, szukającego dla siebie zdobyczy. Lew jest uważany w Biblii za najgroźniejszego i najbardziej niebezpiecznego drapieżnika. Autor maluje przed adresatami bardzo sugestywny obraz, w którym lew ryczy, krąży, czekając tylko, aby skoczyć i kogoś pożreć. Samo słowo diabeł pochodzi od greckiego diabolos, co oznacza: oszczerca, ten, który rozdziela. Z kolei słowo przeciwnik, które określa diabła z greckiego znaczy oskarżyciel. Termin ten został zaczerpnięty z procesu sądowego. Diabeł jest to ten, który próbuje oddzielić Boga od człowieka. Jest naszym oskarżycielem, a przy tym jeszcze oszczercą.
Świat wmawia nam, że diabła nie ma. To jest tylko wymysł Kościoła, aby ludzi straszyć. Przyjęcie takiego założenia jest bardzo niebezpieczne. Jeżeli nie wierzymy w istnienie diabła, to on ma zupełną swobodę, może robić, co tylko zechce, bo my mu w niczym nie przeszkadzamy. Święty Augustyn używa takiego porównania: „Szatan jest jak pies na łańcuchu”. Gdy nie prowadzisz życia duchowego, to pies merda tylko ogonem z zadowolenia. Wszystko idzie zgodnie z planem. Gdy w pewnym momencie pojawił się jakiś pozytywny impuls: rekolekcje, postanowienie poprawy, to pies wstanie zacznie szczekać. A gdy zapał minie, pies położy się i nadal będzie merdać ogonem z zadowolenia. Dopiero, gdy na stałe wprowadzisz zmiany w życie, to pies będzie ujadał z wściekłości. Zaraz dodaje święty Augustyn: „Szatan jest jak pies na łańcuchu. Może głośno szczekać, ale nie ugryzie, chyba, że ktoś się do niego za bardzo zbliży”. Nasz bliźniak pokazuje nam diabła jako groźnego przeciwnika, który został pokonany przez Chrystusa, ale nadal jest niebezpieczny. Będzie robił wszystko, aby nas oddzielić od Boga.
Pierwszym przyczółkiem, który należy obronić w walce z diabłem jest codzienna modlitwa. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi nam, że modlitwa to walka z samym sobą i kusicielem, który robi wszystko, aby nas odciągnąć od modlitwy, od zjednoczenia z Bogiem (KKK 2725). Na katechezie często tym nieprzekonanym o istnieniu diabła daję argument za jego istnieniem prosząc, aby przez tydzień byli wierni codziennej modlitwie i niedzielnej Mszy świętej. Zazwyczaj brak przekonania o istnieniu diabła idzie w parze z brakiem modlitwy. Proszę o uczciwość w wyzwaniu, argumentując, że wtedy zobaczysz jak trudno przypilnować codziennej modlitwy, jak nagle pojawi się wiele przeszkód, aby spotkać się z Bogiem.
Diabeł robi wszystko, aby nie doszło do modlitwy, bo sam jej nienawidzi. Kardynał Joseph Ratzinger, dzisiaj papież senior Benedykt XVI w książce „Duch liturgii” streścił anegdotę z pism Ojców Pustyni. Pewnego razu niejaki opat Apollon uprosił Boga, żeby pokazał mu diabła. Mnich trochę się rozczarował, bo zobaczył stworzenie szpetne, chude i pomarszczone, ale w sumie podobne do ludzi. Diabeł różnił się tylko jednym – w miejscu kolan miał dziury. Pycha nie pozwala diabłu uklęknąć przed Bogiem i będzie robił wszystko, abyśmy się nie modlili. Jeśli już jest codzienna modlitwa, zrób kolejny krok – czytanie Słowa Bożego. Zacznij od Lectio divina raz w tygodniu i proponuję w sobotę. Weź do ręki Ewangelię, która będzie czytana w czasie niedzielnej Mszy świętej. Słowo Boże przygotuje cię do lepszego przeżycia Eucharystii. Ponadto – taka ciekawostka – Ojcowie Pustyni uczyli się na pamięć fragmentów Biblii, które pomagały odpierać pokusy złego ducha. W walce z diabłem niezbędna jest mocna wiara w Boga. Siłę i moc do walki czerpiemy z wiary. Źródłem wiary jest Słowo Boże. Święty Paweł mówi: Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa. (Rz 10, 17). Piotr już po raz drugi w tym krótkim fragmencie, a w samy Liście parokrotnie podnosi na duchu swych adresatów. Wobec walki z diabłem, wobec cierpienia, którego doświadczają pierwsi chrześcijanie, Bóg nas udoskonali, umocni, utwierdzi, ugruntuje.
Na koniec chciałbym, abyśmy się pochylili nad fragmentem, który będzie idealną klamrą zamykającą spotkania ze św. Piotrem w ramach Lectio divina. Tekst ten niech będzie zachętą do dalszych spotkań ze Słowem Bożym. Wybrany fragment pochodzi z 1P 2, 2-3:
Jako ledwo narodzone niemowlęta pragnijcie nieskażonego mleka słowa Bożego, abyście dzięki niemu dorośli do zbawienia. Skosztowaliście przecież, jak dobry jest Pan!
Piotr nasz bliźniak zwraca się do Ciebie. Skosztowałeś jak dobry jest Pan. Zasmakowałeś w Słowie Bożym. Cytuje tutaj Psalm 33. Dla mnie to jest największa radość, że odkryliście smak Słowa Bożego. Otrzymywałem takie świadectwa, a potwierdzeniem tych słów są choćby rozpromienione twarze po każdym Lectio divina. Twarze, które mówią, spotkałem Boga, usłyszałem Jego głos. W sensie dosłownym ten smak w Was już zostanie. To jest jak smak ulubionej zupy, potrawy, którą robi mama. Ważna rzeczą jest tęsknota za Słowem Bożym, pragnienie słuchania tego, co Bóg ma mi do powiedzenia. Piotr porównuje Słowo Boże do mleka, a nas do niemowląt. Pokazuje prostą zależność: niemowlę potrzebuje mleka. Bez mleka nie ma żadnego wzrostu. Rodzice to wiedzą najlepiej: nie ma mleka jest płacz, przychodzi odpowiednia godzina – mleko musi być. Bez mleka nie ma życia dla dziecka i nie ma dla rodziców. Bez Słowa Bożego nie ma życia duchowego, nie ma wzrostu. Biblista, ks. Stanisław Hałas zauważa, że termin Słowo Boże użyte w tym miejscu ma szersze znaczenie. Chodzi o przynależność do Słowa Bożego. Ja przynależę do Słowa jestem z nim związany, a co za tym idzie – żyję Słowem Bożym na co dzień. Nie ma we mnie fałszu, skoro piję nieskażone, niesfałszowane mleko.
Nic się nie kończy! To nie jest ostatni sezon. Jak Bóg pozwoli spotykamy się po wakacjach z nowym bohaterem. Z kim, to niespodzianka. Pomysł, plany już są i czekają tylko na realizacje. Bardzo bym pragnął, abyśmy się tutaj w kościele spotykali, czytali Słowo Boże przy wystawionym Najświętszym Sakramencie, we wspólnocie, gdzie czuje się te wszystkie pozytywne emocje, jakie rodzi w nas Słowo. Transmisja on line jest dla tych, którzy nie dadzą rady przyjść, przyjechać z powodu odległości, zajęć, obowiązków. Jeszcze raz zachęcam, do robienia Lectio divina samemu. Wystarczy, że raz zasmakujesz i wracasz do tego, co dobre.
Życzę, aby Bóg dzisiaj umocnił Cię Słowem Bożym w walce ze złym duchem.

ks. Sebastian Fajfer



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.

Braterstwo [1P 4,7-11] (15.06.)

Do początku


Braterstwo

W życiu duchowym ważną rolę odgrywają pragnienia. Święty Jan od Krzyża, karmelita zostawił nam takie zdanie: „Tyle oczekujemy, ile pragniemy i tyle otrzymujemy od Boga, ile pragniemy”. Nasze pragnienia dużo mówią nam o sobie, odsłaniają prawdę o jakości prowadzonego życia duchowego. Pragnienie słuchania Boga jest fundamentem naszego spotkania w ramach Lectio divina. Gdy mamy duże pragnienia, wtedy dużo otrzymujemy. Wzbudźmy w sobie ciekawość. Co tym razem Bóg dla mnie przygotował, jakie Słowo jest dla mnie i tylko dla mnie. Bądźmy jak dzieci w Boże Narodzenie, które z ciekawością i zaangażowaniem szukają prezentów.
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
1 P 4, 7-11
Upomnienia uzasadnione sądem Bożym
7 Wszystkich zaś koniec jest bliski. Bądźcie więc roztropni i trzeźwi, abyście się mogli modlić. 8 Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów*. 9 Okazujcie sobie wzajemną gościnność bez szemrania! 10 Jako dobrzy szafarze różnorakiej łaski Bożej służcie sobie nawzajem tym darem, jaki każdy otrzymał. 11 Jeżeli kto ma [dar] przemawiania, niech to będą jakby słowa Boże. Jeżeli kto pełni posługę, niech to czyni mocą, której Bóg udziela, aby we wszystkim był uwielbiony Bóg przez Jezusa Chrystusa. Jemu chwała i moc na wieki wieków! Amen.


Wiemy już, że otoczenie jest nieprzychylnie nastawione wobec adresatów Listu. Z drugiej strony postawa chrześcijan intryguje i zmusza do zastanowienia. Choćby nadzieja, która była elementem charakterystycznym dla wierzących. Piotr wraca do obrazu Kościoła jako domu, w którym są rodzinne relacje.
Pierwsze zdanie pokazuje, że autor podziela pogląd o końcu świata. Przekonanie takie można znaleźć w innych miejscach w Nowym Testamencie. Pierwsi chrześcijanie oczekiwali paruzji – końca świata. Nawet można powiedzieć, że z radością tego pragnęli. Wynikało to z głębokiego pragnienia spotkania się z Bogiem i przekonania, że ich ojczyzna jest w niebie. Mówi o tym choćby „List do Diogneta” przytaczany we wcześniejszych wprowadzeniach. Dziś oczekiwanie na paruzję mocno ostygło. A nawet bardziej nas przeraża niż budzi nadzieję i radość. Dlaczego? Może za bardzo jesteśmy przywiązani do tego, co na ziemi i w konsekwencji słaba jest nasza wiara w Boga? Może chodzi o lęk związany z sądem, który kojarzy się nam z końcem świata? Czasami odkrywamy jakąś myśl w naszej głowie, która pokazuje pewne braki i niepokoi. Gdy jej nie wyprostujemy, nie skorygujemy, wtedy więcej będzie lęków i obaw. Kiedyś koniec świata nastąpi, kiedyś mój koniec nastąpi. Przyjęcie postawy chrześcijańskiej może nam tylko pomóc w odpowiednim przygotowaniu się. Nasz bliźniak daje konkretne wskazania: Bądźcie więc rozsądni i trzeźwi.
Piotr zachęca nas, abyśmy się kierowali rozsądkiem i byli trzeźwi. Rozsądny to czujny. Zdrowy rozsądek to spokojna, właściwa ocena sytuacji. Trzeźwy to gotowy. Chrześcijan wobec końca świata ma być czujny i gotowy. Nasz bliźniak zachęca nas do takiej postawy, która pozwala nie tylko ze spokojem patrzeć w przyszłość, ale rzutuje również na naszą modlitwę. Pragniesz modlitwy, zachowaj zdrowy rozsądek wobec świata, bliźniego, siebie samego. Bądź czujny, nie daj się wciągnąć w wir tego świata. Zdrowy rozsądek pozwoli ci zachować właściwą relacje z Bogiem. A gotowość będzie Cię mobilizować do modlitwy.
Więzy rodzinne panujące w domu oparte są na miłości wzajemnej. Piotr używa w tym miejscu takiego określenia miłości, które w Biblii stosowane jest na określenie miłości rodzinnej. Miłość, która jest pomiędzy małżonkami, rodzicami a dziećmi i pomiędzy rodzeństwem. Wracamy do obrazu Kościoła jako domu. Chrześcijanie obdarowują się taką miłością, jaka panuje w rodzinie. Taka miłość ich jednoczy wobec świata, który ich traktuje jako obcych i przybyszów. Miłość ma również wielką wartość w wymiarze codziennym i przyszłym. Święty Jan od Krzyża powie: „Przy końcu życia będziemy sądzeni z miłości”. Autor używa tutaj obrazu pokazującego, że miłość zakrywa wiele grzechów. Nie znaczy to, że wystarczy miłość i nie trzeba sakramentalnego rozgrzeszenia. Miłość zakrywa grzechy, ale nie odpuszcza. Czyny miłości są w stanie zakryć na sądzie Bożym wiele naszych grzechów.
Nasz bliźniak kieruje słowa o miłości wzajemnej, również do nas żyjących w świecie nadmuchanego indywidualizmu. Indywidualizm ma swoje plusy jak i minusy. Dzisiaj bardziej dochodzą do głosu minusy, gdzie jednostka staje ponad wspólnotą i przez to zatraca się dobro wspólne. Pojawia się dążenie do zaspakajania tylko swoich potrzeb, pragnień, zapominając o drugim człowieku. Egoizm, wygoda są hamulcami w miłości braterskiej. Wcale nie oznacza to, że nie liczy się pojedyncza osoba i wszystko ma być podporządkowane wspólnocie. Tu z kolei mamy drugą skrajność. Równowaga jest tutaj złotym środkiem. Pragniemy braterskiej wspólnoty, w wymiarze bliższym jak i dalszym.
W naszej parafii od paru lat z powodzeniem odbywa się Parafialny Festyn Rodzinny. Celem Festynu jest większa integracja wspólnoty parafialnej. Można już teraz powiedzieć, że cel został osiągnięty. Z satysfakcją i wielką radością widać zaangażowanie parafian, z roku na rok coraz większe. W czasie przygotowań i samego Festynu czuje się, że Kościół jest domem, czuje się braterstwo. W tym roku z racji epidemii nie może odbyć się Festyn. Słyszałem taką propozycję ze strony mężczyzn, aby postawić duży namiot, aby nie wypaść z wprawy.
Miłość jest konkretna. Piotr dla wspólnoty pierwszych chrześcijan podaje konkretne przykłady miłości. Najpierw adresaci Listu wezwani są do gościnności, która w Biblii była zawsze chwalona i zalecana. Wierzący powinni sobie nawzajem okazywać gościnność. Okazywanie gościnności wiązało się jednak z wydatkiem, stąd mogło się pojawić narzekanie. Jednak gościnność czy każdy inny gest miłości ma być szczery i bez obłudy. Miłość braterska, to miłość, w której nie ma obłudy, udawania. Miłość, która jest prosta, szczera, pozwala budować dobre relacje.
Następnie adresaci wezwani są do służenia sobie nawzajem osobistym charyzmatem, jaki otrzymali od Boga. Słowo charyzmat w języku greckim użyte w tym miejscu oznacza: dar wypływający z miłości Bożej. Nasz bliźniak wymienia dwa charyzmaty: mówienie o Bogu i pomoc innym. Dodaje od razu, że ten, kto dzieli się charyzmatami z innymi we wspólnocie, jest wspierany przez samego Boga. Ta informacja jest bardzo mobilizująca dla nas. Nieraz się wycofujemy z głoszenia Słowa Bożego, z pomocy innym nie widząc żadnych owoców. Tłumaczymy siebie samego, że to nie ma sensu i w konsekwencji zaniedbujemy to, co należy do istoty chrześcijaństwa. Sam Bóg wspiera swoją siłą i mocą każdego z nas, abyśmy mogli skutecznie przeciwstawiać się napotkanym przeciwnościom. Otrzymałeś jakiś dar od samego Boga. Twoim zadaniem jest dzielić się darem, który posiadasz. Daru nie można zatrzymać dla siebie. Otrzymałeś coś za darmo, dlatego dziel się z tym z innymi. Wielka radość jest w dawaniu. Warto dzisiaj przypomnieć sobie, na nowo zapytać siebie: jakim charyzmatem obdarzył mnie Bóg? Jakim darem, który wypływa z Jego miłości obdarzył mnie Bóg?
Wzajemna pomoc i miłość braterska we wspólnocie chrześcijańskiej ma prowadzić do uwielbienia dobrego Boga.
Życzę Ci, aby dzisiejsze spotkanie ze Słowem Bożym mobilizowało do miłości braterskiej.

ks. Sebastian Fajfer



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.

Nadzieja [1P 3,13-16] (08.06.)

Do początku


Ojciec Kościoła Orygenes mówi, że słowa zapisane w Biblii są słowami miłości, które Oblubieniec – Jezus, wymienia ze swoją Oblubienicą – Kościołem. Miłość pozwala nam odkrywać Słowo, spotkać się ze Słowem. W tradycji monastycznej został przyjęty pewien tekst, który pochodzi z tradycji rabinistycznej. Tekst pokazuje, komu się objawia Słowo.
„Tora (pięć pierwszych ksiąg Biblii) objawia słowo, które ukazuje się nieco spoza zasłony, a potem na nowo się kryje. Postępuje ona tak tylko z tymi, którzy ją znają i są jej posłuszni.
Tora przypomina rzeczywiście piękną i wspaniałą dziewczynę, ukrytą w tajemnej komnacie swojego pałacu. Posiada ona ukrytą miłość, innym nieznaną. On, zakochany, z miłości do niej uważnie patrzy przez kratę domu w każdą stronę, szukając jej. Ona wie, iż zakochany w niej przychodzi stale do kraty domu i cóż czyni? Otwiera zaledwie trochę drzwi swojej odizolowanej komnaty i na chwilę ukazuje swoje oblicze ukochanemu, ale zaraz z powrotem je zakrywa. W ten sposób ktokolwiek byłby w towarzystwie ukochanego nie mógłby ani widzieć, ani pojąć czegokolwiek.
Tylko zakochany dostrzega ją i zostaje wewnętrznie pociągnięty do niej sercem, duszą i całym jestestwem, i rozumie, że z miłości do niego ona odsłoniła na chwilę samą siebie, rozpaloną miłością do niego (...).
Tak jest ze słowem Tory, które objawia samo siebie tylko swoim ukochanym. Tora odsłania i jednocześnie ukrywa samą siebie i jest upojona miłością do ukochanego, podczas gdy pobudza miłość w nim. Przyjdź i zobacz, oto sposób postępowania Tory (...).
I jedynie wtedy, kiedy on zapozna się z nią, objawia mu siebie samą twarzą w twarz. Oznajmia mu wówczas wszystkie zakryte tajemnice i wszystkie drogi do przejścia , które ona zachowywała w sercu, by mu o nich powiedzieć”. (Innocenzo Gargano, Lectio divina wprowadzenie)
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
1 P 3, 13-16
13 Kto zaś wam zaszkodzi, jeżeli gorliwi będziecie w czynieniu dobra? 14 Ale jeżelibyście nawet coś wycierpieli dla sprawiedliwości, błogosławieni jesteście. Nie obawiajcie się zaś ich groźby i nie dajcie się zaniepokoić! 15 Pana zaś Chrystusa uznajcie w sercach waszych za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest. 16 A z łagodnością i bojaźnią [Bożą] zachowujcie czyste sumienie, ażeby ci, którzy oczerniają wasze dobre postępowanie w Chrystusie, doznali zawstydzenia właśnie przez to, co wam oszczerczo zarzucają.

Mogłoby się wydawać, że w Pierwszym Liście św. Piotra dominuje temat cierpienia. Nic bardziej mylnego. Wybrałem na dziś taki tekst, aby pokazać, że obok cierpienia pojawia się nadzieja. Popatrzmy na kontekst, on pozwoli nam lepiej zrozumieć tekst. Zdaniem biblisty ks. Stanisława Hałasa, nadejście rządów rzymskich powodowało załamanie dawnego porządku i systemu wartości, w których pokładano nadzieję. Zmiana rzeczywistości mogła skłaniać do pesymizmu mieszkańców z terenów zagarniętych przez Rzym. Znamy to bardzo dobrze z historii naszego kraju. Chrześcijanie wyróżniali się nadzieją spośród innych grup społecznych ówczesnego imperium rzymskiego. Nadzieja była znakiem rozpoznawczym ludzi wierzących. Poganie nie tyle ze złośliwości, ale z ciekawości, a bardziej z pragnienia posiadania nadziei pytali chrześcijan: Skąd macie nadzieję? To musiało być widoczne, skoro ludzie pytali. Mogę siebie zapytać: Czy po mnie widać nadzieję, którą noszę w sercu? Czy ktoś do mnie przyszedł i zapytał; Skąd to masz? Skąd masz nadzieję, optymizm, pogodę ducha? Piotr, nasz bliźniak chce, aby chrześcijanie byli zawsze gotowi do uzasadnienia tej nadziei, która w nich jest.
Benedykt XVI w encyklice Spe salvi o nadziei chrześcijańskiej stawia pytanie: Czy wiara chrześcijańska jest również dla nas dzisiaj nadzieją, która przemienia i podtrzymuje nasze życie? Dla Benedykta i Piotra nadzieja ukierunkowana jest na Boga. Ściśle jest ona połączona z wiarą. Nasz bliźniak mocno podkreśla wymiar przyszły, nadzieja ukierunkowuje na niebo. Chrześcijanin dzięki Jezusowi Chrystusowi jest dziedzicem tych dóbr, które przygotował Bóg. Pełna nadziei perspektywa przyszłości pozwala wierzącym przezwyciężać przykrości i przeciwności codziennego życia. Widać w tym fragmencie bardzo dobrze, że nadzieja podtrzymuje życie codzienne adresatów Listu. Ona nie dotyczy tylko przyszłości, realizuje się również w teraźniejszości. Poganie widzą nadzieję u chrześcijan i dlatego przychodzą ich pytać: Skąd to masz? Benedykt XVI w tej samej encyklice dopowie: „Kto ma nadzieję, żyje inaczej; zostało mu dane nowe życie”.
Życie nadzieją, którą daje Bóg, jest okazją do dawania świadectwa. Nie trzeba wiele mówić, ludzie sami przychodzą i pytają: Skąd to masz? Sama postawa intryguje i zmusza do zastanowienia. Autor zaznacza, że mamy być zawsze gotowi do uzasadnienia takiej postawy. Czyli mamy zawsze żyć nadzieją. Nie tylko w te dni, gdy wszystko idzie jak po sznurku, bo to nie jest wielka sztuka. Żyć nadzieją w trudnych momentach, bo wtedy nadzieja jest nam najbardziej potrzebna. Żyjąc nadzieją, podtrzymujemy też innych na duchu. Udzielając odpowiedzi, mamy być delikatni i łagodni. To nie jest okazja do pychy, pokazania, że teraz ja jestem górą, i „przyszła koza do woza”, teraz ja ci pokażę. Mam to czynić w sposób uprzejmy i delikatny. Ciekawą rzeczą jest, że wyjaśnieniom powinno towarzyszyć nasze czyste sumienie. Kolejny raz z pomocą przychodzi język grecki. Autorowi chodzi o świadomość dobrego i szlachetnego postępowania. A respekt mamy mieć nie przed pytającym, ale przed Bogiem, szanując Go i wypełniając Jego wolę. Wiemy już, że wypełnianie woli to sprawianie przyjemności Bogu.
Nadziei uczymy się na modlitwie. Potrzeba jednak najpierw przygotować serce do modlitwy. Oczyścić z żalu, pretensji, że sytuacja, w której się znalazłem odebrała mi nadzieję. Obrazowo to przedstawia św. Augustyn: „Załóż, że Bóg chce cię napełnić miodem. Jeśli jednak ty jesteś pełen octu, gdzie zmieścisz miód?”.
Matka mieszkała z dorosłym już synem, który nadużywał alkoholu. Za każdym razem, gdy przychodził pijany – awantura w domu. Matka – widząc, że jej słowa nie przynoszą żadnych efektów – postanowiła zmienić strategię. Następnym razem, gdy syn znowu pojawił się w domu pijany, matka już nic nie mówiła, tylko siedziała w przedpokoju na krześle i modliła się na różańcu. Synowi się to spodobało, wreszcie spokój, nie ma awantur. Po jakimś czasie, gdy kolejny raz wrócił do domu pijany, zwrócił się do matki: Czemu nic nie mówisz? Matka nic nie odpowiedziała, tylko się modliła. Postawa matki nie dawała mu spokoju. Po paru tygodniach przestał pić. Nadziei uczymy się na modlitwie.
Życzę Ci, abyś usłyszał Słowa Boga pełne nadziei. Proś o to Ducha Świętego.

ks. Sebastian Fajfer



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.

Kościół domem [1P 3,1-7] (01.06.)

Do początku


Po wakacyjnych rekolekcjach oazowych wraca do domu Jasiu. Mówi mamie, że rekolekcje go bardzo zmieniły i postanowił, że będzie na serio żył Słowem Bożym, do tego nawet stopnia, że będzie używał słów z Pisma Świętego. Mama bardzo się ucieszyła ze zmiany, jaka zaszła u syna. Następnego dnia rano próbuje Jasia ściągnąć z łóżka, aby zrobił zakupy. Woła raz, drugi i nic, żadnego efektu. Przypomniała sobie o postanowieniu syna. Dlatego postanowiła zwrócić się do niego słowami z Pisma Świętego: Synu, mówię ci wstań. Na co Jasiu się przebudził i odpowiedział mamie: Niewiasto, nie nadeszła jeszcze moja godzina.
Celem Lectio divina jest życiem Słowem Bożym no co dzień. To jest cel, do którego zmierzamy. Przejdźmy do tekstu wybranego na dziś.
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
1 P 3, 1-7
1 Tak samo żony niech będą poddane swoim mężom, aby nawet wtedy, gdy niektórzy z nich nie słuchają nauki, przez samo postępowanie żon zostali [dla wiary] pozyskani bez nauki, 2 gdy będą się przypatrywali waszemu pełnemu bojaźni, świętemu postępowaniu. 3 Ich ozdobą niech będzie nie to, co zewnętrzne: uczesanie włosów i złote pierścienie ani strojenie się w suknie, 4 ale wnętrze serca człowieka o niezachwianym spokoju i łagodności ducha, co jest tak cenne w oczach Boga. 5 Tak bowiem i dawniej święte niewiasty, które pokładały nadzieję w Bogu, same siebie przyozdabiały, a były poddane swoim mężom. 6 Tak Sara była posłuszna Abrahamowi, nazywając go panem. Stałyście się jej dziećmi, gdyż dobrze czynicie i nie obawiacie się żadnego zastraszenia. 7 Podobnie mężowie we wspólnym pożyciu liczcie się rozumnie ze słabszym ciałem kobiecym. Darzcie żony czcią jako te, które razem z wami są dziedzicami łaski, aby nie stawiać przeszkód waszym modlitwom.

Z Pierwszego Listu św. Piotra wyłania się bardzo charakterystyczna koncepcja wspólnoty chrześcijańskiej jako rodzinnego domu, Kościół to dom. Zdaniem biblisty ks. Stanisława Hałasa koncepcja ta jest przeciwwagą dla środowiska pogańskiego, które jest nieprzychylnie nastawione do chrześcijan. Z wiadomych już względów wierzący trzymają się razem, tworzą wspólnotę. Piotr porównuje Kościół do domu, w którym są więzy rodzinne, w którym chrześcijanie swobodnie i dobrze się czują.
Trzeba nam się cofnąć do tekstu, który już czytaliśmy. Chodzi mi tutaj o tekst w którym autor mówi o budowaniu duchowego domu w oparciu o Chrystusa, który jest kamieniem węgielnym (1P 2, 4-6). Tak na marginesie widzimy jak Słowo Boże jest płodne, twórcze. Możemy czytać Słowo w wielu wymiarach i płaszczyznach. Nasz bliźniak przypomina nam, że jesteśmy żywymi kamieniami, z których składa się Kościół, duchowy dom. Interesujący jest tutaj i rzuca się w oczy przymiotnik żywy, którym określa się kamień. Żywy kamień, jak kamień może być żywy? Piotr podkreśla przez to, że przez Chrystusa zmartwychwstałego otrzymujemy od Boga nowe życie. Budowniczym domu jest sam Bóg, który otacza rodzinę ojcowską troską.
Dom to rodzina, to relacje pomiędzy osobami, które należą do rodziny. Piotr zwraca uwagę na relację pomiędzy żoną i mężem. Od razu rzuca się w oczy, że żony maja być podporządkowane swoim mężom, tak jak słudzy swoim panom. Może to budzić nasze zrozumiałe zdziwienie, a nawet sprzeciw. Sytuację podporządkowania żon własnym mężom należy jednak odczytać i zrozumieć w kontekście ówczesnej sytuacji społecznej, w której powstał List. W świecie grecko-rzymskim żona była poddana autorytetowi swojego męża. Nie należy tego fragmentu interpretować fundamentalistycznie czy feministycznie, należy uwzględnić uwarunkowania społeczne tamtej epoki. Dzisiaj wiemy, że relacje pomiędzy żoną i mężem nie opierają się na zasadzie zwierzchności i podporządkowania, ale na zasadzie równości i partnerstwa. Zwróć uwagę na to, jak nasz bliźniak dowartościowuje kobietę. Zwraca się do niej bezpośrednio, w tekstach z tamtej epoki to było nie do pomyślenia.
Warto tutaj znać kontekst. Część małżeństw zawieranych przez chrześcijan, to były małżeństwa mieszane. Autor nie sprzeciwia się takim związkom. Widzi w tym okazję do ewangelizacji. Zachęca chrześcijanki, które poślubiły pogan, aby swoją postawą starały się ich pozyskać na chrześcijańską wiarę. Taki był cel podporządkowania żony mężowi. Nie zapominajmy, że to był związek oparty na miłości. I jeśli dodamy do tego przykład chrześcijańskiego życia, to okazało się w historii, że to była idealna sytuacja do rozszerzania się wyznawców Chrystusa. Intuicja, mądrość, spryt kobiety. Nie mogły wiele zdziałać słowem, swoją postawą odgrywały ważną rolę. W tej postawie należy wymienić dwie cechy: niewinność i bogobojność. Niewinność to świętość życia, a bogobojność to szacunek wobec Boga. Nasz bliźniak przypomina nam, że dom rodziny to miejsce, w którym rozwija się wiara. Nieoceniona jest w tym rola kobiet. Drodzy mężowie warto podziękować swoim żonom, za ich wkład w życie wiary, która jest w waszych domach.
W nawiązaniu do intuicji, mądrości i sprytu kobiet. Nie mogłem się powstrzymać. Dobra znajoma jest nauczycielką języka polskiego i przed wrzuceniem tekstu do internetu podsyłam jej tekst, aby fachowym okiem spoglądnęła. Sprawdzając ten tekst, skojarzył się jej taki oto dowcip żydowski:
„Jest noc. Icek i Rachel leżą już w łóżku, ale Icek nijak nie może zasnąć, kręcąc się z boku na bok. Rachel pyta się:
- Icek, czemu ty spać nie możesz?
- Rachel – odpowiada Icek – podpisałem weksel Mośkowi, a nie mam pieniędzy na jego wykup.
- Nie ma problemu – odrzekła Rachel. Podeszła do okna i wrzasnęła:
- Mosiek! – Mosiek otworzył okno i odkrzyknął:
- Co chcesz Rachel? – Ta na to:
- Czy Icek ma u ciebie weksel?
- Tak – odrzekł Mosiek.
- No to ci mówię, że on nie ma pieniędzy – Po czym szybko zamknęła okno i rzekła do Icka:
- Teraz możesz spać spokojnie, to Mosiek ma problem, a nie ty”.
Wróćmy do tekstu. Piotr przypomina prawdę zapisaną Biblii, że Bóg widzi wnętrze człowieka. Zadaniem kobiety jest troszczyć się o swoje serce. Kobieta powinna się przede wszystkim podobać Bogu. I na szczęście również dla nas mężczyzn, wcale nie oznacza to, że nie ma troszczyć się o wygląd zewnętrzny. Trzeba w tym zachować odpowiednie proporcje. Sprawdzianem zachowania właściwych proporcji jest posiadanie przez kobietę dwóch cech: wewnętrzny pokój i delikatność. Przyglądając się greckim słowom można coś więcej powiedzieć o tych dwóch cechach. I tak wewnętrzny pokój to: cichość, skromność, pogoda ducha, wewnętrzna równowaga. A delikatność to: łagodność, uprzejmość, życzliwość, skromność. Pokój i delikatność pochodzą z serca. Są one wynikiem relacji kobiety z Bogiem, pracy wewnętrznej, prowadzonego życia duchowego. Współpraca z Bogiem, drogie panie, daje takie efekty.
Było o żonie, teraz o mężu. Patrząc na ilość tekstu, to niewiele nasz bliźniak napisał o mężach. Mężczyzna mężczyznę zrozumie, liczy się konkret. Mąż powinien szanować swoją żonę i pamiętać, że jest istotą delikatniejszą. Nie chodzi tu o pogardę, ale o fakt, że kobieta jest słabsza fizycznie od mężczyzny. W języku greckim na słowo delikatność zostało użyte określenie: naczynie słabsze. Znany obraz z Biblii, gdzie człowiek przyrównany jest do naczynia glinianego, a garncarzem jest sam Bóg. Nasz bliźniak zwraca przez to naszą uwagę na kruchość życia i władzę Boga nad nami. Mąż powinien również okazywać szacunek kobiecie. Widzimy tutaj kolejny raz dowartościowanie kobiety. Myśl chrześcijańska, która wykracza poza schematy społeczno-kulturalne tamtych czasów. Szacunek wynika z tego, że kobieta, tak jak i mężczyzna mają tą samą godność dziecka Bożego, o czym była mowa wcześniej.
Dobre relacje pomiędzy małżonkami, wzajemny szacunek przyczyniają się do dobrej modlitwy małżonków. Zachęcam w tym miejscu do wspólnej modlitwy małżonków. Wspólnej to znaczy, że małżonkowie się razem modlą. Wspólna modlitwa zbliża małżonków do siebie, lepiej się poznają. Ks. Piotr Pawlukiewicz w jednej z swoich konferencji dzieli się rozmową z doświadczonym w stażu małżonkiem w czasie kolędy. Ów małżonek tak opowiada stawianie pierwszych kroków w małżeństwie. „Już przed ślubem pierścionkiem zaręczynowym we mnie rzucała. Tuż przed ślubem ktoś dał nam prezent ślubny – krzyż. I umówiliśmy się tak: Kochanie bierzemy ślub, ale umowa jedna, codziennie wieczorem klękamy przed tym krzyżem na dwie minuty modlitwy, a jak się pokłócimy i ktoś nie przyjdzie na modlitwę wieczorną, to się przyznaję, że jest winny tej kłótni”. Nie mam doświadczenia, ale dla mnie majstersztyk.
Życzę Ci, abyś w czasie modlitwy usłyszał samego Boga. Proś o to Ducha Świętego.

ks. Sebastian Fajfer



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.

Cierpienie [1P 2,18-25] (25.05.)

Do początku


Cierpienie

Franciszek Nguyen van Thuan kardynała Wietnamu w więzieniu spędził 13 lat, z czego 9 w ścisłej izolacji. Bez sądu, bez wyroku. Dziś jest kandydatem na ołtarze. W czasie rekolekcji wygłoszonych św. Jana Pawłowi II zostawił takie świadectwo: „Kiedy utraciłem wszystko i przebywałem w więzieniu, postanowiłem przygotować sobie vademecum, które pozwoliłoby mi, również i w tej sytuacji, żyć Słowem Bożym. Nie miałem ani papieru, ani zeszytów, ale policja dostarczała mi kartki, na których miałem pisać odpowiedzi na liczne pytania, jakie mi zadawano. Tak więc, powoli, zacząłem odrywać kawałki papieru i tak zdołałem zrobić malutki notesik, w którym mogłem codziennie zapisywać po łacinie ponad 300 zdań z Pisma Świętego, jakie znałem na pamięć. Zrekonstruowane w ten sposób Słowo Boże, stało się moim codziennym vademecum, moją drogocenną szkatułką, z której czerpałem siły i pokarm”.
Zastosował zasadę Ojców Pustyni, którzy zapamiętywali fragmenty Pisma Świętego. Służyło im to do modlitwy i do walki z pokusami. Żyć Słowem Bożym. Zapewne nie znamy na pamięć 300 zdań z Biblii, ale serce zapamiętało parę, paręnaście. Zachęcam do zapisywania, podkreślania tych zdań, przy których kiedyś nie bez przyczyny zatrzymało się serce.
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
1 P 2, 18-25
Upomnienia dotyczące stosunków z bliźnimi
18 Niewolnicy! Z całą bojaźnią bądźcie poddani panom nie tylko dobrym i łagodnym, ale również surowym. 19 To się bowiem podoba [Bogu], jeżeli ktoś ze względu na sumienie [uległe] Bogu znosi smutki i cierpi niesprawiedliwie. 20 Co bowiem za chwała, jeżeli przetrzymacie chłostę jako grzesznicy? - Ale to się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia. 21 Do tego bowiem jesteście powołani*. Chrystus przecież również cierpiał za was i zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami. 22 On grzechu nie popełnił, a w Jego ustach nie było podstępu*. 23 On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie*. 24 On sam, w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy przestali być uczestnikami grzechów, a żyli dla sprawiedliwości - Krwią Jego ran zostaliście uzdrowieni*. 25 Błądziliście bowiem jak owce*, ale teraz nawróciliście się do Pasterza i Stróża dusz waszych.


Ksiądz Edward Staniek nazwał Pierwszy List św. Piotra traktatem o cierpieniu. Podstawowym problemem adresatów Listu było cierpienie, jakiego musieli doznawać ze strony niechcianego i wrogo nastawionego środowiska. I trzeba zaznaczyć, że nie chodzi tutaj o krwawe prześladowania, one wybuchły znacznie później. Wierzący doznawali przykrości ze strony pogan z powodu odmiennego stylu życia, które różniło się od życia prowadzonego przez nich. Tak było jest i będzie. Piotr, nasz bliźniak, kieruje List również do nas. Chrześcijanin żyjący Ewangelią nie będzie wszędzie akceptowany. Wierne życie wartościami będzie powodować odrzucenie, złośliwe komentarze, wytykanie palcami. A w innych częściach świata krwawe prześladowanie i nawet śmierć. To wszystko rodzi jakieś cierpienie. Ból odrzucenia, ból spowodowany tym, że nie wszyscy przyjęli wiarę. Widzimy bardzo dobrze, jak problemy, z którymi borykali się chrześcijanie dwadzieścia wieków temu, są i dzisiaj aktualne.
Pytanie o cierpienie, to pytanie o moją relację z Bogiem. Święty Piotr pyta Cię o Twoją relacje z Bogiem. Jaka ona jest? Cierpienie jest miernikiem relacji z Bogiem. Dobre relacje z Bogiem pomagają w przyjęciu cierpienia. Oczywiście nie dzieje się to tak od razu. Pojawia się żal do Boga, stawiamy pytania: Dlaczego? Potrzeba czasu, aby poukładać to sobie w głowie, pogodzić się z cierpieniem, przyjąć, oswoić się z nim. Złe relacje, a może lepiej powiedzieć: brak relacji z Bogiem powoduje, że bardzo trudno jest przyjąć cierpienie, szczególnie to niezawinione. W tej sytuacji po czasie nie akceptujemy cierpienia, a nawet odrzucamy Boga, obwiniając Go, że się nami nie zaopiekował.
Z młodzieżą z naszej parafii przygotowywaliśmy spektakl teatralny „Hiob” Karola Wojtyły. Jest to dramat na podstawie Księgi Hioba ze Starego Testamentu. Na początku szatan stawia pytanie Bogu: „Czy Hiob czci Boga bez powodu?” (Hi 1, 9). Szatan uważa, że Hiob dlatego jest wierny Bogu, gdyż Bóg się nim opiekuje. Hiob wszystko ma, żyje w dostatku i bogactwie. Misterny plan szatana zakładał, że – gdy Hiob wszystko straci – nie będzie już czcił Boga. Życie pokazało, że gdy Hiob wszystko stracił: dzieci, majątek, pozostał wierny Bogu. Czy Hiob czcił Boga bez powodu? Czy Ty czcisz Boga za darmo? (Czy oczekujesz od Niego czegoś w zamian?) Odpowiedz sobie na to pytanie. Ono jest kluczowe, gdy chodzi o relację z Bogiem.
Do naszej wiedzy na temat adresatów Listu, w tym momencie należy dodać nowe informacje. Piotr kieruje słowa Listu bezpośrednio do chrześcijan zamieszkujących na terenach wiejskich, w głębi ówczesnej Azji Mniejszej. Paweł szedł z Ewangelią głównie do miast, Piotr adresuje swój List na prowincję. Według biblisty ks. Stanisława Hałasa byli to głównie ludzie niezamożni. Część z nich pracowała jako słudzy. Była to grupa chrześcijan, która najbardziej dotkliwie odczuwała niechęć i wrogość pogańskiego otoczenia. Taki jest kontekst naszej dzisiejszej lectio. Wierzący pracują jako słudzy i mają za swoich panów pogan. Tak ten świat dawnej wyglądał. Autor zachęca wierzących do podporządkowania się nie tylko właścicielom dobrym, ale i złym, którzy są bezwzględni i okrutni. Wcale nie chodzi tu o cierpiętnictwo, ale o chrześcijańską postawę znoszenia cierpienia. Wierzący nie mają wyjścia, muszą z czegoś żyć, a praca jako sługa zapewniała im podstawowe warunki do funkcjonowania.
Autor Listu w bezpośredni sposób zwraca się do swoich adresatów. Chrystus za was cierpiał, nie za kogoś tam, za Ciebie i mnie. Dlatego jest dla nas przykładem, wzorem. W języku greckim użyte jest tutaj słowo: hypogrammos. Kolejny raz Piotr posługuje się obrazem, używając tym razem szkolnego terminu. W greckiej szkole uczeń dostawał tabliczkę, na której była idealnie napisana jedna litera. Zadaniem ucznia było napisanie tej litery. Tak długo ćwiczył, aż litera był zgodna ze wzorem. Nic się nie zmieniło, my podobnie uczyliśmy się pisać. Ta pierwsza litera, która była wzorem dla ucznia nazywała się hypogrammos.
Chrystus jest wzorem w przyjmowaniu cierpienia i naszym zadaniem jest iść Jego śladami. W górach zimą, gdy jest dużo śniegu łatwiej jest iść za kimś, kto przetarł już szlak. Jak jest grupa, wszyscy idą gęsiego, jeden za drugim, co jakiś czas zmienia się prowadzącą osobę. Idąc za kimś, dopasowuje się krok i stawia się but dokładnie w to samo miejsce. Piotr już wie, że należy kroczyć za Chrystusem, nie można Go wyprzedzać, chodzić swoimi drogami. Piotr podkreśla potrzebę jak najwierniejszego naśladowaniu przykładu Chrystusa.
W dalszej część autor nawiązuje do Pieśni o Słudze Pańskim z Księgi Izajasza. Jezus jest ukazany jako nieskazitelny sługa Boga, niewinny baranek, który znosił cierpienia. Celowo jest ukazane podobieństwo cierpień Chrystusa do cierpień adresatów, aby zachęcić chrześcijan do brania wzoru z Chrystusa. Jezus nie jest tylko przykładem, wzorem, ale przede wszystkim Zbawicielem. Znosi niewinne cierpienia za grzechy ludzi. Konsekwencją takiego cierpienia powinno być zerwaniem z grzechem i sprawiedliwe życie. A człowiek sprawiedliwy w Biblii to ten, który przestrzega przykazań.
Bóg nas uzdrawia z naszego cierpienia. Ojciec Witko mówi, że należy zobaczyć siebie nie przez cierpienie, chorobę, nałóg, ale oczami Boga. Zobaczyć siebie, jako kogoś, kto już jest zdrowy. „Zostaliście bowiem uzdrowieni przez Jego rany” (1P 2, 24). W innym tłumaczeniu możemy przeczytać: „Krwią Jego ran zostaliście uzdrowieni”. To już się dokonało! Zobaczyć siebie, jako zdrowym. To pomaga wierzyć, że tak się stanie. Nie patrzeć na siebie, jako osobę chorą, nieszczęśliwą, czy ofiarę losu, ale patrzeć jak na kogoś, kto urodził się pod szczęśliwą gwiazdą; kogoś, kto został wybrany przez Boga. Już zostaliśmy uzdrowieni, gdy Jezus umarł na krzyżu i dokonało się nasze zbawienie.
Życzę Ci, aby dzisiejsze Słowo dotknęło Twoje Serce. Otwieraj się na działanie Ducha Świętego, Ożywiciela, Pocieszyciela.
Życzę Ci, abyś w czasie modlitwy usłyszał samego Boga. Proś o to Ducha Świętego.

ks. Sebastian Fajfer



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.

Duma [1P 2,4-10] (18.05.)

Do początku


Duma

Dokładnie 100 lat temu w Wadowicach przyszedł na świat Karol Wojtyła. W tym dniu nie może zabraknąć refleksji świętego Jana Pawła II na temat Lectio divina. W adhortacji Ecclesia in Europa zostawił nam takie bardzo ciekawe słowa: „Weźmy do ręki tę Księgę! Przyjmijmy ją od Pana, który stale nam ją przekazuje za pośrednictwem swojego Kościoła. Połykajmy ją, aby stała się życiem naszego życia. Zasmakujmy w niej aż do końca; nie będzie nam szczędzić trudu, ale da nam radość, bo jest słodka jak miód. Będziemy pełni nadziei i zdolni przekazywać ją każdemu mężczyźnie i każdej kobiecie, których spotkamy na naszej drodze” (Ecclesia in Europa 65). Zauważamy w tym papieskim apelu elementy Lectio divina: „Weźmy do ręki tę Księgę!” – lectio – czytaj ; „Przyjmij ją od Pana” – meditatio – rozważaj; „Połykajmy ją (…). Zasmakujmy w niej” – oratio i kontemplatio – módl się, kontempluj. Można zauważyć jeszcze jeden element, który wynika z Lectio divina: „Będziemy pełni nadziei i zdolni przekazywać ją każdemu” – actio – żyj Słowem!
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
1 P 2, 4-10
4 Przybliżając się do Tego, który jest żywym kamieniem, odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym, 5 wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, miłych Bogu przez Jezusa Chrystusa. 6 To bowiem zawiera się w Piśmie: Oto kładę na Syjonie kamień węgielny, wybrany, drogocenny, a kto wierzy w niego, na pewno nie zostanie zawiedziony. 7 Wam zatem, którzy wierzycie, cześć! Dla tych zaś, co nie wierzą, właśnie ten kamień, który odrzucili budowniczowie, stał się głowicą węgła – 8 i kamieniem obrazy, i skałą potknięcia się. Ci, nieposłuszni słowu, upadają, do czego zresztą są przeznaczeni. 9 Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali chwalebne dzieła Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła; 10 wy, którzy byliście nie-ludem, teraz zaś jesteście ludem Bożym, którzy nie dostąpiliście miłosierdzia, teraz zaś jako ci, którzy miłosierdzia doznali.

Piotr już pierwszym wyrażeniem z dzisiejszego lectio skupił moją uwagę. Przypomnę jest to wyrażenie: „Zbliżcie się”. Z tymi słowami kojarzy mi się fragment z Listu św. Jakuba: „Zbliżcie się do Boga, a On zbliży się do was” (Jk 4, 8). Dla mnie święty Jakub jest praktykiem. Pokazuje prostą zależność: Chcesz, aby Bóg był blisko ciebie, ty zbliż się do niego. Wtedy to działa, wtedy stwarzamy okazje, aby zaskoczyło. Mamy wielkie pragnienia, a może i nawet pretensje, że Bóg nie jest obecny w moim życiu. W tej sytuacji warto zapytać siebie: na ile jestem blisko Boga? Odmienny styl życia prowadzony przez chrześcijan powoduje odrzucenie przez pogan, a to z kolei może rodzić jakieś cierpienie. A w chwili cierpienia wiara wystawiona jest na próbę. W tej konkretnej sytuacji Piotr chce, aby adresaci zbliżyli się do Jezusa.
Autor Listu wobec Jezusa używa określenia: „kamień węgielny”. Przymiotnik „węgielny” pochodzi od rzeczownika „węgieł”, czyli narożnik, róg, miejsce zetknięcia się dwóch zewnętrznych ścian budynku. Kojarzymy to określenie z budową. Dziś jednak buduje się inaczej niż dawniej, fundamenty wylewa się z betonu. Dawniej za fundament robiły duże kamienie. Na rogu, czyli na węgle domu, musiał być położony kamień specjalny, kamień węgielny, na którym wspierała się cała budowla. Dziś powiedzielibyśmy zamiast kamień węgielny, kamień narożny.
Piotr używa tego obrazu, aby uświadomić nam, że bez Chrystusa nie potrafimy wznieść nic, co byłoby trwałe w naszym życiu. Chrystus jest kamieniem węgielnym, na którym wspiera się nasze życie. W innym miejscu w Ewangelii przeczytamy, że należy budować na skale, a nie na piasku. Ważne jest, aby w życiu się oprzeć na Chrystusie. Trudno jest opierać życie na sobie. Nie jesteśmy skałą, która nie reaguje na zawirowania w naszym życiu, na sytuacje, które zginają nas w pół. Warto postawić na Chrystusa i na Nim budować i opierać swoje życie. Budując na Chrystusie, uczestniczymy w czymś wielkim.
Wiele razy, czytając czy słuchając tego zdania: „Wy jesteście ludem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem, który jest szczególną własnością Boga” (1P 2, 9) byłem dumny. Dumny z faktu, że jestem kapłanem, ale również z tego faktu, że jestem chrześcijaninem. Piotr w tym zdaniu mówi o kapłaństwie powszechnym, w którym uczestniczy każdy chrześcijanin przez otrzymanie sakramentu chrztu. Dla uporządkowania: w Kościele istnieje kapłaństwo urzędowe i powszechne. To pierwsze – sprawują biskupi i kapłani, a to drugie – wszyscy ochrzczeni. Przez chrzest wszyscy zostaliśmy zjednoczeni z Chrystusem, mamy przez to udział w kapłaństwie powszechnym. Każdy z nas jest żywym kamieniem, z których składa się duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo.
W jaki sposób można uczestniczyć w kapłaństwie powszechnym? Jak można wykorzystać tę godność? Uczestniczyć w kapłaństwie powszechnym możemy przez udział w kulcie Bożym, składając ofiary duchowe. Być kapłanem w sensie duchowym to składać Bogu samego siebie. Ofiarować dobre rzeczy, sukcesy, ale również trudności, niepowodzenia, cierpienie. Ważną rzeczą w ofiarowaniu siebie Bogu jest nasze dobrowolne zezwolenie na to, by Bóg uczynił nas narzędziem w swoich rękach. To jest niesamowicie uwalniające od leków, obaw i niosące pokój – jestem przecież w rękach samego Boga.
Mój tata miał sposób na mnie, gdy byłem mały i zaczynałem się kręcić w kościele. Stałem przed tatą tak, że moje stopy były pomiędzy stopami mojego taty. Kładł swoje ręce na moich barkach, albo na mojej głowie, obejmując w ten sposób moją twarz. Wszystko po to, aby ograniczyć moje ruchy. Ja, wbrew pozorom, lubiłem takie skrępowanie. Odczuwałem wtedy miłość ojcowską, poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście nie wytrzymywałem tak długo. Pozwolić na bycie w rękach Boga.
Sobór Watykański II podaje, w jaki konkretny sposób można uczestniczyć w kapłaństwie duchowym: współdziałanie w ofiarowaniu Eucharystii, przyjmowanie sakramentów, modlitwa, dziękczynienie, świadectwo życia, zaparcie się siebie, czyny miłości (Lumen gentium, 10).
Zobacz, jak kolejny raz nasz bliźniak umacnia swych adresatów, którym trudno jest żyć Ewangelią w pogańskim świecie. Piotr jest jak dobry ojciec, który motywuje, podnosi na duchu, pokazuje wielką godność, w której uczestniczymy dzięki sakramentowi chrztu świętego. Chrześcijanin to ktoś więcej niż tylko członek narodu wybranego, nawiązanie jest tutaj do Starego Testamentu. Adresatami listu są w większości chrześcijanie pochodzenia pogańskiego. Chrześcijanin dzięki Chrystusowi należy do narodu królewskiego, świętego. To jest powód do dumy! Słuchanie Słowa Bożego i wprowadzanie go w życie daje nam pewność, że nigdy nie odrzucimy Chrystusa.
Życzę Ci, abyś w czasie modlitwy usłyszał samego Boga. Proś o to Ducha Świętego.

ks. Sebastian Fajfer



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.

Czynienie dobra [1P 2,11-17] (11.05.)

Do początku


Czynienie dobra

Mariano Magrassi, benedyktyński mnich, biskup Bari, biblista i popularyzator praktyki Lectio divina zostawił nam takie słowa: „Głównymi wartościami, które należy dziś odzyskiwać w pełni, są: żywa wiara spójna z transcendencją Słowa Bożego; uczucie nieskończonej płodności Pisma i jego niewyczerpane bogactwo, głęboki podziw dla świata biblijnego, w którym Bóg złożył piękno”. Słowo Boże różni się od innych słów. Potrzeba w nas nieustannego zachwytu nad Słowem, które kieruje do nas Bóg. Podziwu i wdzięczności, ponieważ już nie raz doświadczyliśmy mocy, piękna Słowa. Również Słowo nas inspiruje i przynosi owoce. Z taką nadzieją przejdźmy do tekstu na dziś.
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
1 P 2, 11-17
11 Umiłowani! Proszę, abyście jak obcy i przybysze10 powstrzymywali się od cielesnych pożądań, które walczą przeciwko duszy. Postępowanie wasze wśród pogan niech będzie dobre, aby przyglądając się dobrym uczynkom wychwalali Boga w dniu nawiedzenia11 za to, czym oczerniają was jako złoczyńców. 13 Bądźcie poddani każdej ludzkiej zwierzchności ze względu na Pana: czy to królowi jako mającemu władzę, 14 czy to namiestnikom jako przez niego posłanym celem karania złoczyńców, udzielania zaś pochwały tym, którzy dobrze czynią. 15 Taka bowiem jest wola Boża, abyście przez dobre uczynki zmusili do milczenia niewiedzę ludzi głupich. 16 Jak ludzie wolni [postępujcie], nie jak ci, dla których wolność jest usprawiedliwieniem zła, ale jak niewolnicy Boga. 17 Wszystkich szanujcie, braci miłujcie, Boga się bójcie, czcijcie króla!

Tydzień temu mówiłem o jakości życia. Chrześcijanin, będąc obcym i pielgrzymem, powinien się wyróżniać sposobem i jakością życia. Najlepiej to zrobić przez czynienie dobra.
Piotr zachęca do czynienia dobra względem pogan. Może to się wydawać co najmniej dziwne, jak czynić dobro wobec tych, którzy szkalują, oczerniają, szydzą, obrażają. Mało tego, idąc za egzegetą J.H. Eliottem, możemy powiedzieć, że za określeniem: paroikos, co już wiemy, że znaczy: obcy, ktoś kto mieszka obok, jest jeszcze coś więcej. Terminem tym określano klasę społeczną usytułowaną pomiędzy pełnoprawnymi obywatelami, a niewolnikami. Chrześcijanie w tam tym czasie mieli ograniczone prawa między innymi: do głosowania, pełnienia funkcji w urzędzie, posiadania ziemi, ochrony. Przypomnę, że taki sposób traktowania chrześcijan przez pogan wynikał z odmiennego stylu życia, jaki prowadzili. Również odwrócenie się od dotychczasowego sposobu życia prowadzonego przez pogan mogło być przez nich traktowane jako obraźliwe. To na pewno wzbudzało u wierzących poczucie wyobcowania ze środowiska, które dawało im odczuć, że są ludźmi gorszymi, podejrzanymi, obcymi. Taki jest kontekst. I w tych realiach, wobec takiej sytuacji nasz bliźniak zachęca swoich adresatów do czynienia dobra, do współpracy, a nie do buntu i walki.
Dla Piotra czynienie dobra związane jest z dawaniem świadectwa. Wrócę tu do Listu do Diogneta, przytoczonego w wcześniejszym wprowadzeniu. Tak nieznany autor z II wieku opisuje rolę chrześcijan wobec świata:
„Jednym słowem: czym jest dusza w ciele, tym są w świecie chrześcijanie. Duszę znajdziemy we wszystkich członkach ciała, a chrześcijanin w miastach świta. Dusza mieszka w ciele, a jednak nie jest z ciała i chrześcijanie w świecie mieszkają, a jednak nie są ze świata. Niewidzialna dusza zamknięta jest w widzialnym ciele i o chrześcijanach wiadomo, że są na świecie, lecz kult, jaki oddają Bogu, pozostaje niewidzialny.
Ciało nienawidzi duszy i chociaż go w niczym nie skrzywdziła, przecież z nią walczy, ponieważ przeszkadza mu w korzystaniu z rozkoszy. Świat też nienawidzi chrześcijan, chociaż go w niczym nie skrzywdzili, ponieważ są przeciwni jego rozkoszom. Dusza kocha to ciało, które jej nienawidzi i jego członki. I chrześcijanie kochają tych, co ich nienawidzą” (List do Diogneta, VI, 1-6).
Nasz bliźniak zachęca i nas do czynienia dobra w świecie. Jak zauważa biblista Joanna Kiersztejn dla Piotra czynienie dobra wynika z relacji człowieka z Bogiem. Najdobitniej to pokazał św. Jan w swym Trzecim Liście: „Kto czyni dobro pochodzi od Boga, a kto czyni zło nie widział Boga” (3J 11). Matka Teresa z Kalkuty jest tutaj dla nas takim klasycznym przykładem. Zanim wyszła na ulice Kalkuty trwała na modlitwie: Msza święta, adoracja. Będąc w relacji z Bogiem, łatwiej jest mi czynić dobro wobec tych, którzy wobec mnie są nieprzychylni.
Czyniąc dobro, nie czynimy zła. Piotr zachęca do współpracy, a nawet do podporządkowania się władzy. Nic nie mówi o odwecie. Czyniąc dobro, jesteśmy zajęci dobrem, miłością, która przezwycięża zło i nienawiść. Tu z kolei przychodzi mi na myśl bł. ks. Jerzy Popiełuszko, który często powtarzał to zdanie z Listu do Rzymian: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!” (Rz 12, 21).
Piotr zaznacza, że motywacją do czynienia dobra jest wypełnianie woli Bożej. Jak zauważa biblista Stanisław Hałas, słowo „wola” w języku greckim pochodzi od czasownika: theleo oznaczającego: „życzyć sobie, pragnąć, chcieć”. Zatem czynienie woli Bożej nie jest wypełnianiem jakiejś odgórnej decyzji, ale sprawianiem przyjemności Bogu, spełnianiem Jego pragnień. Czyniąc dobro, sprawiam przyjemność Bogu i zamykam usta tym, którzy są nieprzychylni wobec mnie. Piotr to jeszcze dobitniej powiedział.
Życzę Ci, aby to Słowo zachęciło Cię do czynienia dobra i sprawiania przez to przyjemności Bogu.

ks. Sebastian Fajfer



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.

Jakość życia [1P 1,13-25] (4.05.)

Do początku


Jakość życia

Rodzice są pierwszymi kibicami swoich dzieci. Interesują się, pomagają, wspierają jak mogą, pamiętają w modlitwie. Cieszą się ich sukcesami, martwią trudnościami i problemami. Tydzień temu rozmawiałem z moją mamą. W trakcie rozmowy mama podzieliła się informacją, że przeczytała już Pierwszy List św. Piotra. Powiem szczerze, że miło mi się zrobiło. Cała moja mama, jak się za coś zabiera, to robi to z zaangażowaniem, podobnie zresztą i mój tata. Dziękuję moim rodzicom za przekazanie takiego podejścia do życia, zadań, obowiązków. Dlaczego o tym mówię? Lectio divina zaczyna działać, przynosić owoce, gdy jest systematyczność i zaangażowanie.
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
1 P 1, 13-25
13 Dlatego przepasawszy biodra waszego umysłu, [bądźcie] trzeźwi, pokładajcie całą nadzieję w łasce, która wam przypadnie przy objawieniu Jezusa Chrystusa. 14 [Bądźcie] jak posłuszne dzieci. Nie przystosowujcie się do waszych dawniejszych żądz, gdy byliście nieświadomi, 15 ale w całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi na wzór Świętego, który was powołał, 16 gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty. 17 Jeżeli bowiem Ojcem nazywacie Tego, który bez względu na osoby sądzi każdego według uczynków, to w bojaźni spędzajcie czas swojego pobytu na obczyźnie. 18 Wiecie bowiem, że z odziedziczonego po przodkach waszego złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, 19 ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy. 20 On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach objawił się ze względu na was. 21 Wyście przez Niego uwierzyli w Boga, który wskrzesił Go z martwych i udzielił Mu chwały, tak że wiara wasza i nadzieja są skierowane ku Bogu. 22 Skoro już dusze swoje uświęciliście, będąc posłuszni prawdzie celem zdobycia nieobłudnej miłości bratniej, jedni drugich gorąco czystym sercem umiłujcie. 23 Jesteście bowiem ponownie do życia powołani nie z ginącego nasienia, ale z niezniszczalnego, dzięki słowu Boga, które jest żywe i trwa. 24 Wszelkie bowiem ciało [jest] jak trawa, a cała jego chwała jak kwiat trawy: trawa uschła, a kwiat jej opadł, 25 słowo zaś Pana trwa na wieki. Właśnie to słowo ogłoszono wam jako Dobrą Nowinę.

Dla Piotra wybranie przez Boga i co za tym idzie godność powinny mobilizować do wyższej jakości życia w porównaniu z innymi mieszkańcami. „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty”. Mimo nieporozumień, drwin, obmowy, a nawet prześladowań, chrześcijanin ma się wyróżniać swoim postępowaniem. Istniała pokusa dostosowania się do reszty. Jest to mocna pokusa również i dziś. Po co mam się wychylać, narażać na niepotrzebne komentarze. Dla świętego spokoju róbmy jak wszyscy. Przeciętność jest bardzo wygodna i obniża jakość naszego życia.
Nasz bliźniak wraca do obrazu pielgrzyma. Jesteśmy pielgrzymami, obcy w tym świecie. Już pierwszy werset nam o tym mówi. Możemy to zobaczyć, gdy go dosłownie przetłumaczymy: „Przepasawszy biodra waszego umysłu, trzeźwi, pokładajcie całą nadzieję w łasce, która będzie wam udzielona przy objawieniu Jezusa Chrystusa”. Dosłowne tłumaczenie pozwala dostrzec, że Piotr zwraca się z wezwaniem do przygotowania się do wyjścia, przyjęcia postawy człowieka wyruszającego w podróż. Szaty starożytnych były długie, sięgały stóp. Podczas podróży, pracy czy walki przepasywano się, by nie przeszkadzały. Zachętę do przepasania bioder znajdziemy w Starym Testamencie, gdy naród wybrany był w gotowości do wyruszenia z Egiptu. Znakiem gotowości jest bycie czujnym i wstrzemięźliwym.
Życie chrześcijańskie jest pielgrzymowaniem. Dlatego pierwszych uczniów Chrystusa nazywano: „zwolennicy drogi”. Taka ciekawostka – włoski biblista Enzo Bianchi zauważa, że u korzeni naszego pojęcia „parafii” znajduje się właśnie grecki termin paroikia. Co dosłownie oznacza: „pobyt w ziemi obcej”. Paroikos to ktoś, „kto mieszka obok”. Parafia więc to wspólnota mężczyzn i kobiet mieszkających pośród ludzi, a jednocześnie będących obcymi i pielgrzymami, ponieważ ich prawdziwe obywatelstwo związane jest z niebem. I powtórzę: wcale nie chodzi tutaj o pogardę dla świata.
Nasze życie to pielgrzymowanie w stronę domu Ojca. W tym pielgrzymowaniu mamy się wyróżniać poziomem życia. Piotr zwraca uwagę adresatom Listu, aby pamiętali, skąd wyszli, jak postępowali, zanim zostali chrześcijanami. Używa tutaj takiego sformułowania: „głupie postępowanie”. Nasz bliźniak dosadnie mówi o rzeczach, które były sprzeczne z zasadami życia ewangelicznego. My również to wyczuwamy, że grzech to była głupota z naszej strony. Perspektywa czasu, świadomość grzechu, jego konsekwencji w relacji do Boga, siebie i innych nam w tym pomaga. Nie bójmy się, nazwać rzecz po imieniu: „to było po prostu głupie z mojej strony”. Język grecki, w którym został napisany List wnosi jeszcze coś więcej. W tym miejscu możemy to sformułowanie dosłownie przetłumaczyć: „próżne, puste postępowanie”. I już nawet nie chodzi o jakość życia, ale o życie, które może być próżne, puste.
Dobre parę lat temu w liceum, w klasie maturalnej uczennica chciała mieć piątkę na koniec roku. Zaproponowała, że może przygotować temat na lekcję religii. Wybrała taki temat: „Żywa śmierć”. Dziewczyna, widząc moje zakłopotanie, zaproponowała napisać mniej więcej, o czym by chciała powiedzieć. Oto fragment: „Człowiek coraz bardziej oddala się od świata i siebie, uciekając w otchłań samoudręczenia. Czuje się szary, wyblakły, słaby. Jest jak zaszczuty pies, który sam siebie zaszczuł. Problem tkwi w naturze psychologicznej. Często stan tego typu nazywamy depresją. Brak chęci do życia, do wstania z łóżka, do uśmiechu. Słońce znika. Znika mimo, że świeci. Trwa tylko noc – mroczna, nieprzebrana. Trwa śmierć. Czym jest więc żywa śmierć? To stan, w którym człowiek zabija w sobie człowieka i własnymi rękami zamyka go w trumnie życia.
Dostarcza mu jedzenia, wody, myje go, stąd pozornie funkcjonuje, jak najbardziej normalnie. Dlatego też nie zdajemy sobie sprawy ilu takich „żywośmiertelnych” żyje-nie żyje wokół nas. Żywą śmierć zwiemy też często syndromem pustki. Pustka pęcznieje szybko, jak ciasto drożdżowe i działa jak gąbka. Zjada nas. Pożera.” Piotr pyta nas dzisiaj o jakość życia. Chce, abyś również Ty popatrzył na swoje życie. Jakie ono jest: puste, próżne? Puste, czyli bez nadziei, bez celu, bez perspektyw. Próżne, czyli polegające tylko na zaspakajaniu swoich zachcianek, w którym pycha jest głównym paliwem naszych działań. Jednym z moich ulubionych bohaterów filmowych jest William Wallace z filmu „Braveheart”. W jednej ze scen tak zwraca się do Izabeli Francuskiej, żony księcia Edwarda II: „Wszyscy umierają, ale nie wszyscy żyją”.
Mamy Pasterza, Jezusa Chrystusa, który nas prowadzi do domu Ojca. Wykupił nas nie za pieniądze, jak się wykupywało niewolników, ale za cenę swojej krwi i śmierci na krzyżu. Wykupił z głupiego, próżnego, pustego postępowania. Daje nam Słowo, które trwa i rozświetla naszą drogę. Zdaje sobie sprawę, że nie ma prostych rozwiązań. Słowo Boże ma jednak moc zmieniać, uzdrawiać.
„Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty”. Nieżyjący już ks. Piotr Pawlukiewicz mówił, co to znaczy być w niezręcznej sytuacji: „Stoisz w kolejce do nieba za Matką Teresą i słyszysz: „Mogłaś się bardziej postarać ...”.”
Życzę Ci, abyś usłyszał Boga. Niech Słowo Boże pociąga do pięknego życia pełnego pasji, radości i nadziei.

ks. Sebastian Fajfer



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.

Godność chrześcijanina [1P 1,3-8] (27.04.)

Do początku


Godność chrześcijanina

Teresa od Jezusa daje nam taką prostą wskazówkę: „Chcesz nauczyć się modlić? Módl się!”. Parafrazując jej słowa, możemy powiedzieć: Chcesz usłyszeć Boga? Słuchaj! Lectio divina to czas słuchania Boga, to Bóg czyta mi swoje Słowo. W tym słuchaniu mogą pojawić się trudności. Co zrobić z czasem po wprowadzeniu, w którym jest pół godziny ciszy? Teoretycznie wiemy, że teraz jest czas na poszczególne elementy: lectio, meditatio, oratio i contemplatio. Z drugiej strony – cisza może być dla nas pewnym zakłopotaniem.
Pewnemu zakonnikowi zadano pytanie: Ile czasu ojciec poświęca na poranną modlitwę? Dwie godziny – odpowiedział zakonnik. Z czego półtorej godziny przygotowuję się do modlitwy, a samej modlitwy jest około pół godziny.
Co jest potrzebne do pokonywania trudności? Dwie rzeczy. Pierwsza to wyciszenie. Przychodzimy na modlitwę z tyloma sprawami w głowie, że nie dziwmy się, że nie wychodzi. W wyciszeniu pomaga Duch Święty i świadomość tego, że sam Bóg mówi do mnie. Druga rzecz to cierpliwość. Nie bój się ciszy. Cisza dużo mówi o nas samych. W ciszy bowiem najbardziej krzyczą te rzeczy, które oddalają nas od Boga. Jeszcze raz cierpliwości. „Chcesz nauczyć się modlić? Módl się!”.
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
1 P 1, 3-8
3 Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: 4 do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie. 5 Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia, gotowego objawić się w czasie ostatecznym. 6 Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. 7 Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa. 8 Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie*, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały

Tydzień temu Piotr przypomniał nam o tym, że jesteśmy wybrani przez Boga i że jesteśmy obcy w tym świecie ze względu na styl życia, jaki prowadzimy. Dziś Pierwszy Papież chce, abyśmy przypomnieli sobie o godności wynikającej z bycia chrześcijaninem. Leon Wielki, następca Piotra, wyjątkowa postać, którego pontyfikat przypadł na lata 440- 461, w kazaniu na Narodzenie Pańskie tak wołał: „Poznaj swoją godność, chrześcijaninie!”.
Ksiądz Krzysztof Wons często powtarza, że należy w tekście wyszukiwać słowo bądź słowa, które są kluczem do zrozumienia, a co najważniejsze kluczem, który otwiera moje serce na Boga. Na dziś wybrałem trzy wyrażenia Piotra, które na nowo przypomną nam o naszej godności: „na nowo zrodzeni”; „dziedzictwo”; „przez wiarę strzeżeni”.
Papież Benedykt XVI, komentując słowa „na nowo zrodzeni”, zauważa, że bycie chrześcijaninem jest aktem Boga. Na nowo jesteśmy zrodzeni przez Boga. Piotr chce nam powiedzieć, że nie mogę siebie uczynić chrześcijaninem, Bóg czyni mnie chrześcijaninem. To się wydarzyło w sakramencie chrztu – zostałem zanurzony w mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa.
Chrześcijaństwo to coś więcej niż moja decyzja o przynależność do jakiejś grupy. To nie jest tak, że jestem chrześcijaninem, ale gdy przestaje mi się podobać – to odchodzę, tak jak z każdej innej grupy. Tu jest coś więcej! Ważne, aby pozwolić się przemieniać, odnawiać, rodzić na nowo. To jest bardzo trudne, bo mam przyjąć bierną postawę. Nie ja jestem w centrum. To Bóg działa i rodzi mnie na nowo.
Narodziny oznaczają, że wchodzę w nową rodzinę. Bóg jest dla mnie Ojcem, Maryja – Matką, Jezus – bratem. Tworzymy Kościół, który jest uświęcany przez Ducha Świętego. Nieraz na wspólnotę parafialną mówi się rodzina parafialna. W niejednej sytuacji bliższe relacje mamy z ludźmi, którzy są w Kościele niż z naszymi krewnymi. Wiele razy słyszałem od mężczyzn z Męskiego Kręgu Biblijnego, że lubią się spotykać ze sobą i wcale nie chodzi tylko o rozważania Słowa Bożego. Żyć z Kościołem, który jest rodziną, to również pozwalać kształtować się Kościołowi.
Drugie słowo: „dziedzictwo”. Piotr ma tu na myśli przyszłość. Jesteśmy dziedzicami, Bóg zapewnił nam przyszłość. Każdy z nas ma przygotowane mieszkanie w niebie. Ja osobiście wierzę, że jedno okno będzie z widokiem na Kościelec, a drugie – z widokiem na Tarnicę. Przyszłość należy do Boga – to pewnik na każde czasy. Skoro jesteśmy dziedzicami i mamy zapewnioną przyszłość, to w przeszłości musieliśmy otrzymać tytuł, który nam to zapewnia. Dzięki Jezusowi Chrystusowi otrzymałem tytuł królewski, posiadam godność królewską. W prosty i obrazowy sposób przedstawił to C. S. Lewis w książce „Opowieści z Narnii”. Główni bohaterowie, gdy wchodzą do świata Narnii są tytułowani królami. Godność królewska – radość i zobowiązanie do pięknego życia.
Ostatnie wyrażenie: „przez wiarę strzeżeni”. Piotr zauważa, że moc Boża strzeże nas przez wiarę. W języku greckim użyte jest tu słowo, które oznacza strażników strzegących bram miejskich. Wiara jest strażnikiem mojego życia. Wiara nie dopuszcza osób, sytuacji, które mogą mi zagrozić. Wiara z jej konsekwencjami chroni mnie przed nieodpowiednimi decyzjami. Powinniśmy być wdzięczni za tę czujność wiary, która nas strzeże, wspomaga nas, prowadzi nas, daje nam poczucie bezpieczeństwa: Bóg nie wypuszcza mnie ze swoich rąk. Naszym zadaniem jest nieustanny rozwój wiary. Przypomnę, że wiara rodzi się ze słuchania Słowa Bożego, jak powie św. Paweł. Nasz bliźniak zauważa, że wiara jest cenniejsza od złota.
W życiu będziemy napotykać trudności, problemy. Wszystko to jednak będzie oczyszczać i doskonalić nasze relacje z Bogiem. Piotr pragnie, abyśmy się tymi trudnościami nie przejmowali, nie skupiali się na nich, bo są one wpisane w nasze życie. To, że się z nimi zmagamy, jest tak samo naturalne jak to, że oczyszcza się złoto.
Życzę Ci, abyś po skończonej modlitwie był dumny, że jesteś chrześcijaninem.

ks. Sebastian Fajfer



Więcej informacji o Lectio divina: "Życie w rytmie słowa. Praktyka lectio divina" - ks. Krzysztof Wons SDS.

Wybrani i obcy [1P 1,1-2] (20.04.)

Do początku

Lectio divina - poniedziałek - 20.04. - godz. 19.05 (kliknij - nagranie)

Wybrani i obcy

Ostatnia wzmianka o Piotrze na kartach Pisma Świętego, to wystąpienie w czasie Soboru Jerozolimskiego. Nic już o Piotrze nie znajdziemy na kartach Biblii. Tradycja podaje, że nasz bliźniak udał się do Rzymu – centrum ówczesnego świata. Sprawdzają się ostatnie słowa Jezusa skierowane do Piotra, które przytacza św. Jan i są nam znane: „Gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (J 21, 18).
Na szczęście dla nas, których wciągnęła historia Piotra przez Lectio divina, w kanonie Pisma Świętego mamy dwa Listy świętego Piotra. Mamy zatem dodatkowy materiał na kolejne odcinki. Na początek trochę informacji o Pierwszym Liście św. Piotra. Egzegeci, czyli osoby, którzy badają święty tekst, twierdzą, że Piotr nie mógł napisać tych listów, ponieważ język grecki jest tak poprawny, że nie może to być greka prostego rybaka. Ponadto dojrzała myśl teologiczna tego listu jest owocem wiary i refleksji Kościoła. Z samego listu dowiadujemy się, że przy jego pisaniu pomagał Sylwan. Może to również oznaczać, że w rzeczywistości, to on był autorem listu. Papież Benedykt XVI trafnie zauważył, że Piotr pisze te listy z „pomocą Kościoła”. Dlatego w naszych wprowadzeniach, myśląc o autorze, który powołuje się na autorytet Piotra, będę miał na myśli samego Piotra.
Piotr pisze list z Rzymu pod koniec I wieku, na co wskazuje słowo Babilon użyte w liście. Terminem tym Apokalipsa określała stolicę cesarstwa rzymskiego. W Rzymie była bardzo liczna wspólnota chrześcijan pochodzenia żydowskiego i pogańskiego. O tyle jest to dla nas ważne, że mamy już do czynienia z początkiem prymatu usytuowanego w Rzymie. Historia Piotra się wypełnia od powołania nad Jeziorem Galilejskim do kierowania Kościołem w Rzymie. Adresatami bezpośrednimi listu są wspólnoty chrześcijan żyjące w diasporze na terenie Azji Mniejszej, dzisiejsza Turcja. Adresatami pośrednimi jesteśmy my, członkowie wspólnoty Kościoła powszechnego. Celem listu jest umocnienie wiary, pocieszenie, podniesienie na duchu. Myślę, że kolejny raz przekonamy się, jak Słowo Boże jest nadal aktualne i ponadczasowe.
Przejdźmy teraz do tekstu wybranego na dziś.
1 P 1, 1-2
1 Piotr, apostoł Jezusa Chrystusa, do wybranych, przybyszów wśród rozproszenia w Poncie, Galacji, Kapadocji, Azji i Bitynii, 2 którzy wybrani zostali według tego, co przewidział Bóg Ojciec, aby w Duchu zostali uświęceni, skłonili się do posłuszeństwa i pokropieni zostali krwią Jezusa Chrystusa. Łaska wam i pokój niech będą udzielone obficie!

Piotr pisze do wybranych znajdujących się na obczyźnie w rozproszeniu, czyli do tych, którzy mieszkają wśród lud obcego i są cudzoziemcami. Zatrzymajmy się na tych dwóch określeniach: wybrani i obcy.
Pierwszy papież odnosi się do wszystkich ochrzczonych, odnosi się do mnie i do ciebie – jesteś wybrany. Bóg nas wybrał. To jest prawda, która ciągle jest aktualna i wbrew pozorom ciągle nam potrzebna. Nieraz się zastanawiam, dlaczego Bóg wybrał mnie na księdza? Najczęściej to pytanie pojawiało się trudnościach, niepowodzeniach. Tak jest niestety z nami, że gdy jest dobrze zapominamy o tym, co najważniejsze. I w tym trudnym momencie dobrze jest usłyszeć: „Pójdź za Mną!” (J 21, 19). „Wybrałem Cię, przed stworzeniem świata” (Ef 1, 4). Bóg Ciebie wybrał. I tu nie chodzi tylko o szczególne zadania w Kościele. Bycie księdzem, siostrą zakonną. Bóg wybrał każdego z nas.
Prowadząc rekolekcje oazowe w czasie wakacji, przed ich rozpoczęciem wysyłałem list, w którym były zawarte podstawowo informacje: czym są rekolekcje i co należy zabrać. Na drugiej stronie był umieszczony List od Przyjaciela, tekst mówiący o miłości Boga do człowieka. Nie zliczę, ile razy otrzymywałem informację zwrotną, że List do Przyjaciela robił wrażenie. Mogłem zauważyć, że jest on czytany w czasie prywatnej modlitwy.
Bóg nas wybrał. Powinniśmy być wdzięczni i radować się z tego faktu. Bóg pomyślał o mnie, wybrał mnie, przez chrzest jestem we wspólnocie Kościoła. Ucieszmy się tym!
Drugie określenie to słowo obcy. Piotr pisze List do wybranych na obczyźnie w rozproszeniu. Stwierdza, że są obcymi na tej ziemi. Chrześcijanie w pierwszych wiekach żyją w rozproszeniu wśród pogan, są dla nich obcymi ze względu na styl życia. To staje się przyczyną nieporozumień, a nawet prześladowań. Myśl o wyobcowaniu pojawiała się u pierwszych Ojców Kościoła i chyba najlepiej według mnie została wyrażona w Liście do Diogneta, nieznanego autora z II wieku, który tak opisuje życie pierwszych chrześcijan:
„Chrześcijanie mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. Żenią się jak wszyscy i mają dzieci, lecz nie porzucają nowonarodzonych. Wszyscy dzielą jeden stół, lecz nie jedno łoże. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba.” (List do Diogneta 5, 5-9). Należy tu zauważyć, że pierwsi chrześcijanie są obcymi nie dlatego, że uważają świat za zły i dlatego oddzielają się od niego z pogardą. Ich styl życia zasadniczo się różnił od pozostałych mieszkańców ówczesnego świata. Wybranie przez Boga obliguję do innego życia niż inni. Pierwszy List św. Piotra przeznaczony jest także dla nas. Żyjemy na tym świecie, ale nie żyjemy według tego świata, czyli nie możemy się dziwić, że nas potraktują jako obcych. Znajdowaliśmy się, bądź znajdziemy się w sytuacji wyobcowania. Słyszymy te, czy inne słowa: Kto dzisiaj tak postępuje, kto tak myśli? Piotr dzisiaj pyta się nas o tożsamość chrześcijańską. Żyjmy nie tak jak wszyscy. To jest zadanie chrześcijanina, bycie solą i światłem dla świata. Święty Augustyn kiedyś powiedział: „Chrześcijanie to ludzie, których korzenie nie rosną w dół, jak u drzew, ale mają korzenie wyrastające ku górze i żyją w tej grawitacji, a nie w naturalnej grawitacji ku nizinom”.
Życzę, aby zawsze była z Tobą świadomość wybrania, która mobilizuje do pięknego życia na co dzień.

ks. Sebastian Fajfer



Więcej informacji o Lectio divina.

Dojrzały Piotr [J 21, 15-19] (6.04.)

Do początku

Lectio divina - poniedziałek - 6.04. - godz. 19.05 (kliknij - nagranie)

Dojrzały Piotr

Papież Benedykt XVI wiele razy podkreślał, że Lectio divina „jeśli będzie się ją skutecznie propagować, przyniesie w Kościele nową duchową wiosnę”. Zauważył również, że ta metoda czytania Pisma Świętego skierowana jest do wszystkich.
Potrzeba cierpliwości. Św. Augustyn powie, że czytanie Słowa Bożego to jest jak lanie strumienia wody na wielką skałę. Po laniu wody przez tydzień nic się nie stanie, po roku zrobi się wyżłobienie, a jak się leje przez pięć lat to skała pęka na pół. Tak samo jest z działaniem Słowa Bożego. My chcielibyśmy od razu. A Słowo wymaga czasu, ono się nie narzuca, jest niepozorne i przynosi owoce w sytuacjach, w których się nie spodziewamy.
Fragment na dziś to: J 21, 15-19
Piotr otrzymuje władzę pasterską
15 A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?» Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje!» 16 I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?» Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś owce moje!». 17 Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?» Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?» I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje! 18 5 Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz». 19 To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to rzekł do niego: «Pójdź za Mną!»

Nasza droga z Piotrem dobiega końca. Koniec może jednak stać się początkiem. Początkiem nowej jakości życia, życia ze Słowem Bożym na co dzień. Piotr po soborze w Jerozolimie schodzi ze sceny. Z kart Pisma Świętego już nic więcej się o nim nie dowiemy. Pierwszy sobór odbył się w 48 roku. Jeśli przyjąć rok 67 jako datę śmierci męczeńskiej Piotra, to oznacza, że ostatnie 20 lat życia jego jest przemilczanych.
Wróćmy do Piotra z początku. Weźmy na przykład scenę z Wieczernika, w której nasz bliźniak składa mocne deklaracje: Życie moje oddam za Ciebie (J 13, 37). Piotr reaguje emocjonalnie, spontanicznie – cały Piotr. Cały ja, cały ty. Rzucamy mocne deklaracje, a później wracamy, jak zbity pies z podkulonym ogonem. Jezus zostawia Piotrowi Słowo, które mu pozwala poznać siebie, pozwala popatrzeć na siebie oczami Jezusa. Piotr prowadzony przez Jezusa dojrzewa krok po kroku. Zapytajmy siebie, na ile dojrzałem w relacji z Jezusem? Czy jest we mnie takie poczucie, że bardziej buduję na Nim, że częściej szukam Jego Słowa? Czy bardziej polegam na Jezusie, czy na sobie?
Jesteśmy w Galilei. Byliśmy już tam, rozważaliśmy ten fragment. Wracam do tego tekstu, aby pokazać, jak Słowo Jezusa wypełniło się w osobie Piotra. Jezus chciał spotkać się ze swymi uczniami. Trzeba pamiętać, że Piotr jest w trudnym momencie. Zaparł się swego Mistrza. Czy przyjść? Co powiedzieć? Jak się wytłumaczyć? Jezus wybrał miejsce. Wiedział dobrze, jak ono jest ważne dla Piotra i pozostałych. Pierwsza fascynacja, początek powołania, zachwyt Jezusem. Pamiętajmy o takich miejscach w naszym życiu, wracajmy do nich. Nie wszyscy apostołowie dotarli nad jezioro. Każdy ma swój czas. Ucieszmy się tym, że my odpowiedzieliśmy na spotkanie z Jezusem.
Jezus pyta Piotra o miłość. Wydaje się, że Jezus w ogóle nie słucha Piotra. I wcale nie chodzi o to, że Jezus męczy Piotra, oczekując trzykrotnego wyznania miłości w zamian za trzykrotne zaparcie się. Pamiętamy, że w języku greckim mamy parę określeń miłości. I tak, Jezus pyta o miłość agape – miłość bezinteresowną, zdolną do poświęcenia, nawet oddania życia. Z kolei Piotr mówi o miłości-przyjaźni. Po serii dwóch pytań, pada trzecie. W nim Jezus schodzi poziom niżej, schodzi do poziomu Piotra. Wie dobrze, że na razie Piotr nie dojrzał do tego poziomu miłości, o który pytał go wcześniej. Piotr zasmucił się, wiedział, że na ten moment nie jest w stanie taką miłością kochać. Panie Ty wiesz o wszystkim. Ty wiesz, że Cię kocham. Jezusowi to wystarcza: Paś moje owce. Co jest najpiękniejsze w tym dialogu? Jezusowi wystarcza taka odpowiedź. Nie oczekuje od razu ideału. Oczekuje systematycznego wzrastania.
Gdyby ten dialog powtórzyć teraz, na końcu historii Piotra. Nie potrzebna byłyby seria trzech pytań. Za pierwszym razem padłaby odpowiedź: Ty wiesz, że Cię kocham. Piotr, nasz bliźniak miałby na myśli miłość agape, miłość bezinteresowną, zdolną do poświęceń, zdolną do oddania nawet swojego życia.
Potwierdzeniem tych słów są czyny, które już od jakiegoś czasu widzieliśmy u Piotra. Kiedy się jednak zestarzejesz, wyciągniesz swoje ręce, a ktoś inny cię przepasze i poprowadzi dokąd nie chcesz. Piotr cały czas chodzi za Jezusem. Idzie tam, gdzie Jezus mu wskaże. Idzie w te miejsca, w które nigdy wcześniej by nie wszedł. Cały czas chodzić z Jezusem. Nie zostawiać Go. Nie mówić: Jezu, zaczekaj tu na mnie: idę do pracy, idę załatwić pewną sprawę, idę się zabawić. Cały czas chodzić z Jezusem.
Na koniec Jezus zostawia Piotrowi i nam obietnicę. Dojrzejesz do miłości całkowitej, gdy wyciągniesz ręce i pozwolisz się prowadzić. Wyciągnięte ręce, jak mówią bibliści są obrazem całkowitej ofiary z siebie. To dojrzewanie będzie aż do starości. Na to potrzebuję całego życia. Ta obietnica mnie uspakaja i powinna mobilizować, uczy cierpliwości wobec siebie i wobec innych. Nawet wtedy, gdy już dojrzeję i wyciągnę ręce, gdy zostanę poprowadzony, dokąd nie chcę. Do końca życia nie będzie mi się chciało, będę doświadczał oporu, będę przekraczał siebie. Coś na rzeczy jest w modlitwie Kubusia Puchatka: „Boże spraw, aby mi się tak chciało, jak się mi nie chce”. Dojrzałość to świadomość swoich plusów i rzeczy do przepracowania. Wiem, co jest we mnie pszenicą, a co kąkolem. A co najważniejsze wiem, do Kogo z tym wszystkim mogę przyjść.
Życzę Ci, abyś dziś usłyszał: Pójdź za Mną! Nie bój się swojej biedy, swojej kruchości. Nie bój się tego, co w tobie niedojrzałe. Bądź cierpliwy. Pójdź za Mną!

ks. Sebastian Fajfer



Więcej informacji o Lectio divina.

Świadomość wybrania [Dz 15, 1-12] (30.03.)

Do początku

Lectio divina - poniedziałek - 30.03. (kliknij - nagranie)

Świadomość wybrania

Dziś spotykamy się w nietypowy sposób. Przyznaję ze smutkiem, że brakuje mi Was, którzy tak licznie co miesiąc przychodziliście. Brakuje waszych reakcji, które mobilizują i pomagają mi w tym wprowadzeniu do rozważania Słowa Bożego. Z drugiej strony jest to okazja, aby Lectio divina dotarła do większej liczby odbiorców. Mimo tego, że w tym czasie nie możemy się spotkać na Mszy Świętej przy stole Eucharystycznym, to możemy jeszcze bardziej spotkać się z żywym Bogiem przy stole Słowa Bożego. Praktyka Lectio divina w tej sytuacji może się idealnie sprawdzić. Taka ciekawostka: dawniej w kościele były dwie lampki wieczne. Jedna – przy Najświętszym Sakramencie, druga – przy księdze Pisma Świętego. Myślę, że można tak powiedzieć, że w swoich domach, mieszkaniach mamy osobiste tabernakulum, za którym tak tęsknimy. Mamy Boga obecnego w swoim Słowie.
Czym w ogóle jest Lectio divina? Parę słów wprowadzenia (a dla tych – z którymi co miesiąc się spotykamy – przypomnienie). Lectio divina to praktyka czytania Słowa Bożego skierowana do wszystkich. Została ona wypracowana w starożytnym Kościele. Przyjmowała ona różne formy w historii Kościoła: rozmyślanie, medytacja, namiot spotkania. Dosłowne tłumaczenie z języka łacińskiego słów ‘lectio divina’ znaczy ‘Boże czytanie’. I tu uwaga! To nie ja czytam tekst Pisma Świętego, ale to Bóg mi go czyta. To jest bardzo ważne: Bóg mi czyta Słowo. A jeśli Bóg do mnie mówi, to znaczy, że o mnie pamięta, że Jemu na mnie zależy. Zachwyćmy się tym: Bóg mi czyta Słowo!
Lectio divina składa się z czterech elementów: lectio, meditatio, oratio, kontemplatio. Lectio to czytanie. Przeczytaj tekst raz, drugi, trzeci i zadaj sobie pytanie: Co Bóg mi chce powiedzieć? Meditatio to konfrontacja ze Słowem, staję przed lustrem, przeglądam się w lustrze Słowa, staję w jego świetle. Co widzę? Oratio to moment przełomowy, w którym staję po stronie Słowa. Do tej pory Bóg mówił do Ciebie, teraz Ty odpowiadasz na Słowo, które usłyszałeś. Ostatni element kontemplatio to już wisienka na torcie. Kontemplacja to trwanie przed Bogiem. Moment zachwytu, dziękczynienia, uwielbienia dobrego Boga.
W czasie naszych spotkań poznajemy postać św. Piotra. To już 4 sezon, 36 odcinek. Proszę się nie martwić, to nie „Gra o tron”, w której, gdy przegapi się parę odcinków, to nie wiadomo, o co chodzi. Każdy zna historię św. Piotra i bez problemów się w niej odnajdzie. Ksiądz Krzysztof Wons lubi powtarzać, że każdy ma swojego bliźniaka w Biblii. Dla mnie i dla wielu uczestników Lectio divina takim bliźniakiem jest św. Piotr.
Fragment na dziś to: Dz 15, 1-12
TAK ZWANY SOBÓR JEROZOLIMSKI
Spory o zachowanie Prawa
15 1 Niektórzy przybysze z Judei nauczali braci: «Jeżeli się nie poddacie obrzezaniu według zwyczaju Mojżeszowego, nie możecie być zbawieni». 2 Kiedy doszło do niemałych sporów i zatargów między nimi a Pawłem i Barnabą, postanowiono, że Paweł i Barnaba, i jeszcze kilku spośród nich uda się w sprawie tego sporu do Jerozolimy, do Apostołów i starszych. 3 Wysłani przez Kościół szli przez Fenicję i Samarię, sprawiając wielką radość braciom opowiadaniem o nawróceniu pogan. 4 Kiedy przybyli do Jerozolimy, zostali przyjęci przez Kościół, Apostołów i starszych. Opowiedzieli też, jak wielkich rzeczy Bóg przez nich dokonał. 5 Lecz niektórzy nawróceni ze stronnictwa faryzeuszów oświadczyli: «Trzeba ich obrzezać i zobowiązać do przestrzegania Prawa Mojżeszowego». 6 Zebrali się więc Apostołowie i starsi, aby rozpatrzyć tę sprawę.
Mowa św. Piotra
7 Po długiej wymianie zdań przemówił do nich Piotr: «Wiecie, bracia, że Bóg już dawno wybrał mnie spośród was, aby z moich ust poganie usłyszeli słowa Ewangelii i uwierzyli. 8 Bóg, który zna serca, zaświadczył na ich korzyść, dając im Ducha Świętego tak samo jak nam. 9 Nie zrobił żadnej różnicy między nami a nimi, oczyszczając przez wiarę ich serca. 10 Dlaczego więc teraz Boga wystawiacie na próbę, wkładając na uczniów jarzmo, którego ani ojcowie nasi, ani my sami nie mieliśmy siły dźwigać. 11 Wierzymy przecież, że będziemy zbawieni przez łaskę Pana Jezusa tak samo jak oni». 12 Umilkli wszyscy, a potem słuchali opowiadania Barnaby i Pawła o tym, jak wielkich cudów i znaków dokonał Bóg przez nich wśród pogan.

Jesteśmy w centrum teologicznym Dziejów Apostolskich. Dokonuje się w nim przełom związany z całą księgą. Jesteśmy świadkami zgromadzenia Jerozolimskiego, które – jak wiemy – Tradycja nazwała I Soborem Kościoła. Podczas tego spotkania została uroczyście ogłoszona decyzja o głoszeniu Ewangelii obrzezanym i nieobrzezanym. Dzieło, które rozpoczął Piotr, a na szeroką skalę rozwinęli Paweł i Barnaba. Ta decyzja, to owoc długiej drogi, jaką Duch Święty przeszedł z Piotrem, to owoc posłuszeństwa Duchowi Świętemu. Ani Piotr, ani Apostołowie nie spodziewali się takiego rozwiązania. Widzieliśmy we wcześniejszych odcinkach, jak Piotr dochodził do tej decyzji. Dopiero Duch Święty przekonał Piotra, przemawiając do niego w osobie Korneliusza – poganina, który przyjął chrzest. Zresztą nie ma, co się dziwić. Żyd nie mógł wejść do domu poganina, nie mógł z nim wspólnie zasiąść do stołu. Potrzeba było czasu, aby dać się przekonać Duchowi Świętemu. Pozwolić się przekonać Bogu do Jego racji. Wiemy po sobie, jak nieraz jest to trudne.
Dlaczego doszło do zwołania soboru? Pierwsze wspólnoty chrześcijan były pochodzenia żydowskiego i pogańskiego. Niektórzy chrześcijanie pochodzenia żydowskiego twierdzili, że nie ma zabawienia, gdy nie jest zachowane prawo Mojżeszowe. Przedstawiciele tej grupy z Jerozolimy przybyli do Antiochii i chcieli narzucić swój sposób myślenia. Wspólnota w Antiochii, której przewodniczył Paweł i Barnaba, różniła się od wspólnoty w Jerozolimie. W Antiochii wspólnota składała się z tych, którzy pochodzili z synagogi i tych, którzy pochodzili z pogaństwa. W Jerozolimie wspólnota składa się tylko z tych, którzy pochodzili z synagogi. W Antiochii napięcie pomiędzy dwoma grupami było, ale wcześniej już zostało rozładowane, chrześcijanie pochodzenia pogańskiego nie byli zobowiązani do przestrzegania prawa Mojżeszowego. Z pomocą przyszła liturgia i wspólne życie. Po Mszy Świętej była agapa, czyli z założenia wspólne świętowanie. Nie można było dopuścić do podziału wspólnoty, do dwóch Mszy Świętych. Wszyscy razem siadali przy jednym stole. Przedstawiciele chrześcijan z Jerozolimy musieli narobić niezłego zamieszania, wrócili do problemu, który dawno już był w Antiochii rozwiązany. Mimo wszystko Paweł i Barnaba w duchu posłuszeństwa udają się do Jerozolimy. Tak doszło do zwołania I Soboru w Jerozolimie, w którym decydujący głos zabierze Piotr.
Co było najbardziej bolesne? Skupianie się na przepisach. To ono powodowało przesunięcie akcentu z Jezusa na prawo. Jednak to nie prawo i przestrzeganie przepisów prawa daje nam zbawienie, ale Jezus jest jedynym Zbawicielem. Możemy wpaść w pułapkę złego przesunięcia akcentów. Zapytajmy siebie, w tym czasie odosobnienia: czy w mojej pobożności, osobistej modlitwie jest miejsce dla Jezusa? Mogę modlić się, nawet najbardziej pobożnie, wypełniać swoje zobowiązania, a w tym wszystkim może nie być miejsca dla Jezusa. Mogę przestrzegać przykazań, przestrzegać prawa, a w tym może nie być miejsca dla Jezusa.
Do głosu dochodzi Piotr, głowa Kościoła. Jesteśmy świadkami ostatniej jego przemowy. Nasz bliźniak nie skupia się na szczegółach, przechodzi od razu do tego, co jest kluczowe. Wskazuje na fundament Kościoła: zbawieni będziemy przez łaskę Jezusa Chrystusa. Można powiedzieć, że Piotr zostawił wspólnocie swój testament. Piotr nie tylko wypowiada słowa, ale daje świadectwo życia. Wraca do tego, co przeżył w Jafie i Cezarei. Jeszcze raz przemyślał i jeszcze raz przemodlił całe swoje życie i swoje powołanie. Piotr otrzymuje wewnętrzne światło. To światło dotyczy historii jego powołania. Odkrywa, że Bóg sobie go wybrał od dawna. Wybrał do tego, aby niósł Ewangelię poganom. Silna świadomość powołania, silna świadomość wybrania umacniają Piotra w misji prowadzenia Kościoła.
Bóg, który jest znawcą serc, wiedział, że Piotr będzie przewodniczył Kościołowi. Oczyszczał jego serce cierpliwie, nieraz napotykając na opór ze strony Piotra. Oczyszczał jego spojrzenie na siebie samego. Przeprowadził Piotra przez dziedziniec arcykapłana, przez pusty grób, przez dzień Pięćdziesiątnicy, przez Jafę i Cezareę. Piotr swoim życiem może zaświadczyć, że Bóg jest znawcą serc. Bóg znał jego serce od początku. Doświadczenie Piotra staje się mocnym argumentem dla niego samego i dla całej wspólnoty. Świadomość wybrania umacnia i jest bardzo potrzebna każdemu z nas. To mnie napędza, mobilizuje do pięknego życia.
Życzę Ci, abyś odkrył na nowo, tak jak to odkrył Piotr nasz bliźniak, świadomość, że Bóg i Ciebie wybrał i powierzył konkretne zadania.

Na prośbę osób uczestniczących w Lectio divina nasze następne spotkanie odbędzie się za tydzień.
Życzę teraz Tobie, abyś w rozważanym tekście spotkał się z samym Bogiem. Proś o to Ducha Świętego.

ks. Sebastian Fajfer



Więcej informacji o Lectio divina.

Do początku

Słowo na dzisiaj

J 6, 52-59 | Żydzi sprzeczali się między sobą, mówiąc: «Jak On może nam dać swoje ciało do jedzenia?» Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała...

Używamy plików cookies, aby serwis działał lepiej. Dowiedz się więcej, jak zarządzać plikami cookies.